Twoje PC  
Zarejestruj się na Twoje PC
TwojePC.pl | PC | Komputery, nowe technologie, recenzje, testy
M E N U
  0
 » Nowości
0
 » Archiwum
0
 » Recenzje / Testy
0
 » Board
0
 » Rejestracja
0
0
 
Szukaj @ TwojePC
 

w Newsach i na Boardzie
 
TwojePC.pl © 2001 - 2024
RECENZJE | Syndrom ostatniego questa: recenzja Divinity: Grzech Pierworodny
    

 

Syndrom ostatniego questa: recenzja Divinity: Grzech Pierworodny


 Autor: Przemysław Rel | Data: 14/08/14

Rozgrywka

Czym jest Divinity: Original Sin? Poprzednie odsłony serii były z reguły dosyć przystępne dla niedzielnego gracza, łącząc z bardziej złożonymi elementami RPG coś bardziej zręcznościowego, z czym poradzić mógł sobie niemal każdy niedzielny gracz, a już z pewnością każdy miłośnik współczesnych gier RPG. W przypadku Grzechu Pierworodnego jest trochę inaczej. Gra sięga daleko w przeszłość, do czasów, kiedy gry tego typu były dużo bardziej skomplikowane.


(kliknij, aby powiększyć)

Jak w (prawie) każdy RPG zabawę zaczynamy od stworzenia obydwu postaci. Tak – w Divinity: Original Sin sterujemy poczynaniami nie pojedynczego herosa, ale pary bohaterów. Gra już na tym etapie pozwala na duże pole manewru, gdyż nie jesteśmy ograniczeni klasami. Kiedy stworzymy np. wojownika, nic nie stoi na przeszkodzie, aby w późniejszym momencie rozgrywki wzbogacić go umiejętnością posługiwania się zaklęciami, czy nauczyć radzenia sobie z zamkniętymi drzwiami. Dostosować da się wygląd naszych bohaterów, co dobrze przedstawia poniższy zrzut ekranu.


(kliknij, aby powiększyć)

To, że od razu na samym początku tworzymy nie jedną postać, ale dwie, niesie ze sobą pewne konsekwencje. Poza oczywistymi możliwościami związanymi z taktyką oraz opcją rozgrywki w trybie kooperacji pojawia się jeszcze jedna rzecz: nasi bohaterowie lubią ze sobą porozmawiać. Czasami wymieniają poglądy w formie nieinteraktywnych wypowiadanych kwestii, ale w momencie, kiedy nad ich głowami pojawią się wykrzykniki, czeka nas, przynajmniej w trybie jednoosobowym, niewielkie rozdwojenie jaźni. Po prostu rozmawiamy sami ze sobą. Możemy się zgadzać lub nie, a podejmowane wówczas decyzje mają bezpośredni wpływ na parametry postaci (np. jeśli jesteśmy chciwi, rozwija się nam np. zdolność xyz). Dla osób, które nie chcą się w to bawić, mogą skorzystać z jednej z kilku predefiniowanych osobowości.


(kliknij, aby powiększyć)

Gracze przyzwyczajeni do prowadzenia za rączkę nie mają tutaj czego szukać. Nie uświadczymy w grze takich elementów jak wskaźniki zadań, które za pomocą wielkiej strzałki pokażą nam dokąd mamy iść, aby ukończyć questa. Nie znajdziemy wielkiego wykrzyknika nad postacią, z którą powinniśmy porozmawiać (no, nie do końca, o czym pisaliśmy przed chwilą). Wzorem klasycznych gier typu Baldur’s Gate wszelkie informacje na temat zadań musimy zbierać od spotykanych postaci, które możemy wypytać o niemal wszystko, poszukiwać w znajdowanych książkach i dziennikach oraz często konsultować się z naszym własnym dziennikiem zadań.

Kolejnym „staro szkolnym” elementem D: OS są dialogi. Podczas rozmów z postaciami nie usłyszymy ich głosów. Cała komunikacja odbywa się za pomocą tekstu – i jest go dużo! Nie mówimy o takiej ścianie tekstu, którą można doświadczyć w Planescape: Torment, ale gracze nieprzyzwyczajeni do czytania podczas zabawy mogą poczuć się nieco wyobcowani. Same rozmowy utrzymane są w charakterystycznym dla serii stylu i często bardzo humorystyczne. Możliwości nie są jednak aż tak rozbudowane, jak mogłoby się wydawać. Rzadko zdarzają się sytuacje, kiedy możemy kogoś zdenerwować samą wypowiedzią – jeżeli już do nich dochodzi, to najczęściej wygląda to w sposób opisany poniżej.


(kliknij, aby powiększyć)

Mianowicie, czasami podczas rozmów pojawia się mini-gra w… papier, kamień, nożyce. Występuje to w momentach, w których do rozwiązania jest jakiś konflikt. Najczęściej zobaczymy tę mini-grę podczas dyskusji z naszymi głównymi bohaterami, ale czasami także w rozmowach z NPC, którzy nie zawsze mogą być przekonani do naszych racji. Wynik mini-gry nie jest czysto losowy – na ostateczny rezultat mają wpływ parametry naszej. Opinie co do tego elementu są różne i wielu graczy uważa go za zupełnie zbędny. Osobiście mi jego obecność po prostu nie przeszkadza…


(kliknij, aby powiększyć)

Fabularnie, niestety, gra nie wyróżnia się. W uproszczeniu, mamy tutaj do czynienia z typowym ratowaniem świata przez gracza, który okazuje się być tym wybranym i jedynym, który może tego dokonać. Nie ma tutaj mowy o zbyt skomplikowanych dialogach na miarę Planescape: Torment, nie doświadczymy też zwrotów akcji pozwalających na uczestnictwo w zupełnie innych wydarzeniach przy ponownym podejściu do gry. Mimo, że nie jest nudno, a dialogi z postaciami bywają interesujące (duży plus należy się za specyficzny humor, dobrze znany z poprzednich odsłon serii) Divinity: Original Sin skupia się głównie na eksploracji oraz walce. Wszechświat Divinity jest bardzo ciekawy i można spędzić sporo czasu na samym czytaniu notatek i książek znajdowanych tu i ówdzie. Nie można powiedzieć, że fabuła jest nieciekawa, ale stanowi bardziej tło dla naszych działań.

Walka prezentuje się niemal doskonale. O ile poza potyczkami z przeciwnikami wszystko, co widzimy realizowane jest w czasie rzeczywistym, o tyle walka odbywa się w turach. Każdy, kto liczył na „klikankę” w stylu Diablo powinien sobie natychmiast darować tę grę (aczkolwiek nic nie stoi na przeszkodzie, aby spróbować się przekonać). Wbrew pozorom nie sprawia to, że bitwy są długie i nużące. Dzięki temu, że świat gry pozwala na dużą interakcję z otoczeniem, każda walka wygląda zupełnie inaczej. Korzystając z żywiołów możemy np. sprowadzić deszcz, który sprawi, że przeciwnicy (ale też i nasi bohaterowie, co trzeba mieć zawsze na uwadze) będą mokrzy i bardziej podatni na zamrożenie lub elektryczność. Deszcz powoduje także powstawanie kałuży, a kiedy przeciwnicy nieopatrznie się w niej znajdą, wystarczy jedna błyskawica, aby porazić wszystkich nieszczęśników i w większości przypadków ogłuszyć na kilka rund. Podobnie możemy zrobić z ogniem, przykładowo rozbijając beczkę z olejem, który nie tylko spowolni przeciwnika, ale sprawi, że będzie płonął jak pochodnia, kiedy tylko użyjemy jakiegoś zapalnika. Przeciwnicy nie próżnują i potrafią wykorzystać te elementy przeciwko nam, ale sztuczna inteligencja tylko czasami przejawia objawy myślenia. Wydaje się wręcz, że jakieś z pozoru przemyślane działanie z ich strony to bardziej efekt losowy niż faktycznie działające algorytmy AI.

Kolejną kwestią jest poziom trudności. Na początku, kiedy dotrzemy do pierwszego miasta, wyjście poza jego mury może skończyć się bardzo szybką i nierzadko efektowną śmiercią. Warto popracować nad rozwojem postaci wcześniej (poprzez wykonywanie zadań w mniejszym stopniu związanych z walką) oraz wziąć ze sobą dwójkę towarzyszy. Każda podróż dalej to coraz większe wyzwania… aż do mniej więcej połowy gry, kiedy nasi bohaterowie stają się tak silni, że bitwy stopniowo zaczynają być coraz łatwiejsze. Mimo to, pozostają ciekawe ze względu na opisane wyżej możliwości, które do samego końca sprawiają niesamowitą radość.







Polub TwojePC.pl na Facebooku

Rozdziały: Syndrom ostatniego questa: recenzja Divinity: Grzech Pierworodny
 
 » Wstęp
 » Rozgrywka
 » Grafika, dźwięk, muzyka
 » Podsumowanie
 » Kliknij, aby zobaczyć cały artykuł na jednej stronie
Wyświetl komentarze do artykułu »