TwojePC.pl © 2001 - 2024
|
|
RECENZJE | Felieton: Rewolucja, czy może chwyt marketingowy |
|
|
|
Felieton: Rewolucja, czy może chwyt marketingowy Autor: Piotr Jakub Karcz (P.J.) | Data: 10/01/12
| Żyjemy w czasach, kiedy spece od reklamy z wielkich korporacji próbują nam - konsumentom wmawiać niemal co kilka miesięcy, że wraz z pojawieniem się kolejnej nowinki technicznej czeka nas prawdziwa rewolucja. Z drugiej jednak strony, gdy producent opracuje technologię, która rzeczywiście jest przełomowa, umiejętnie stopniuje nam jej wdrażanie, analizując popyt i działania konkurencji. Niniejszy felieton pozwolę sobie poświęcić właśnie rozważaniu na temat celowego hamowania postępu oraz mechanizmom napędzającym takowe działania. |
|
. . .
Nikogo nie dziwi fakt, iż podstawowym motywem działania większości podmiotów są właśnie zyski. Pamiętacie tą reklamę z Beenhakkerem "Leo Why? - for money!". Nie inaczej jest w naszej dziedzinie.
Odpowiedzmy sobie na proste pytanie: "dlaczego produkt X jest tani, a Y bardzo drogi?". Weźmy sobie "na ruszt" przykładowy telewizor LCD za 1200 i OLED za 36 000 PLN. Oba urządzenia, są bardziej złożone niż przysłowiowy cep, dlatego do ich wytworzenia potrzebujemy: projektu, podzespołów (najczęściej już prefabrykowanych układów), infrastruktury technicznej (typu linie produkcyjne, maszyny, magazyny, zaplecza logistycznego), kapitału ludzkiego oraz licencji i koncesji (homologacje, patenty itp.). Dlaczego zatem istnieje teki duży rozrzut ceny? Wiadomo nowsza technologia jest droższa - trzeba ją kupić, albo opracować. Oczywistym jest też, że składowe elementy są odpowiednio droższe i to podnosi koszt produkcji.
Telewizor OLED za około 36000zł (źródło)
Jednak nie okłamujmy się, koszt opracowania/zakupu technologii przy wielomilionowej produkcji okazuje się relatywnie mały, a przy ogromnej mocy przerobowej można nabywać lub samemu tworzyć składowe części nawet kilkadziesiąt razy taniej. Cóż zatem różni produkcję tanich i drogich telewizorów? - Wolumen! Paradoksalnie, jeśli coś kupują masy, to zgodnie z prawami ekonomii wzrasta również podaż i proporcjonalnie do tego spadają ceny. Czyli aby nasze przykładowe telewizory OLED były tanie, musiałby się na nie rzucić miliony odbiorców.
Smutne, ale nieuniknione jest to, że poszukiwacze nowości i tech-entuzjaści zawsze kupując produkt wchodzący na rynek zapłacą cenę kilka, czasem nawet kilkanaście razy wyższą od tej, która ukształtuje się, gdy technologia stanie się popularna i trafi pod przysłowiowe strzechy. W prasie branżowej potocznie mówi się na to podatek od nowości. Teraz pojawia się pytanie, czy to jest "frycowe", czy opłata za luksus? Niestety, bywa tak i tak...
Z jednej strony pierwsze produkty często mają wyższą jakość niż modele wypuszczone na masowy rynek, posiadające tańsze elementy składowe i uproszczoną budowę (pamiętacie prawo Murphiego: "Prowizorka bywa zwykle najtrwalsza"? To też niestety prawda, ponieważ konstruktorzy improwizując, skupiają się na głównym aspekcie urządzenia, kładąc znacznie niższy nacisk na pozostałe detale. Poza tym na pewno nic nie robi takiego wrażenia jak posiadanie czegoś topowego w danym czasie. Tutaj - niestety cena stoi na drugim miejscu. Chcemy kupić taniej? Musimy poczekać. Jednak w zależności od potrzeb i zasobności portfela musimy znaleźć właściwy moment opłacalności względnej. Czasem jest to kilka miesięcy, czasem lata. Gdy wprowadzona zostaje nowsza technologia - ceny spadają.
Prostym przykładem końca użyteczności są starsze procesory, np. Pentium 4, który 11 lat temu kosztował krocie, a dzisiaj można go znaleźć w serwisach aukcyjnych nawet po kilkanaście złotych (kwota w sam raz na pastę termoprzewodzącą do nowego Core i7).
Pentium 4 1.5GHz na rdzeniu Willamate (źródło)
Niejednokrotnie też pierwsi użytkownicy stają się nieświadomymi beta-testerami danego urządzenia. Często zdarza się, że obiecuje się im złote góry, a tymczasem produkt przynosi zyski mniejsze niż spodziewał się producent, lub jest na niego zbyt mały popyt. Wówczas, tech-entuzjasta zostaje nabity w przysłowiową butelkę. Przykład: smartfon HTC HD2, którego użytkownikom obiecywano oficjalny upgrade systemu do Windows Phone 7. Tak samo zostali potraktowani użytkownicy Dreamcasta czy Nokii N-Gage, którzy poczuli się jakby kupili drogie łodzie i wędki, a sprzedawcy zaraz po dobiciu targu spuścili wodę ze stawu.
Nie inaczej jest właśnie z producentami oprogramowania, którzy często postępują analogicznie. Nawet wielki Microsoft obiecywał najpierw jaki to Windows Vista będzie przełomowy, a później sam Steve Ballmer wypowiada się, że to nieudany system... To takie typowe zagranie w złego i dobrego glinę, aby klient zrozumiał, że nie ma innego wyjścia, jak tylko kupić przełomową siódemkę, dzięki której znikną wszystkie problemy. Nie zapominajmy jednak, że Vista i 7 to w gruncie rzeczy bardzo podobne systemy. Na ten pierwszy jednak spadło brzemię zmuszenia konsumentów do wymiany części niekompatybilnego hardware'u, a na programistach napisania nowych sterowników. Tak czy inaczej, zagranie w stylu skrócenia wsparcia technicznego dla posiadaczy Visty Home Basic, Home Premium i Ultimate z 10 do 5 lat, to najzwyklejszy cios poniżej pasa.
Tak samo produkcja wytworzonego w identycznej technologii procesora o taktowaniu 2 i 3 GHz kosztuje dokładnie tyle samo. Często mnożniki lub niektóre obszary są blokowane celowo, aby całość pracowała wolniej. Co gorsza ceny i wydajności dostępnych na rynku procesorów są zależne od poczynań konkurencji oraz kwartału fiskalnego produkującego je koncernu. O ile samo zjawisko segmentacji rynku jest pozytywne ekonomicznie, cierpimy na tym my, konsumenci, nabijając portfele korporacjom.
Giganci rynku myślą tak: konkurencja, wypuszcza lipę - my trzymamy cenę i mnożnik, a wprowadzenie nowego produktu przekładamy na następne pół roku. Finansowi mówią, że jest za mały obrót, wypuszczamy dwa CPU o pośredniej wydajności, za przystępną cenę. Logiczne... Klienci jednak niekoniecznie podzielają to zdanie.
Tworzy się takie błędne koło - producent utrzymuje wysokie ceny, dzięki czemu ma finanse na opracowanie droższej technologii, która pozwoli mu wytworzyć jeszcze lepszy produkt, którego jednak nie musi wprowadzać na rynek, ponieważ nie ma konkurencji.
Postawmy się jednak sami po drugiej stronie barykady. Powiedzmy, jesteśmy producentami chleba w małym miasteczku, gdzie są cztery piekarnie. Załóżmy, że techniczny koszt wytworzenia bochenka chleba to 60 groszy za sztukę. Aby mieć pieniądze na opłacenie pracowników, zakup surowców, opłacenie wszystkich podatków i świadczeń, musimy sprzedawać chleb za 2 złote, podobnie jak konkurencja. Wyobraźmy sobie teraz, że siedząc po godzinach w firmowym warsztacie konstruujemy jakąś genialną maszynę, dzięki której techniczny koszt wytworzenia bochenka spada do 10 groszy za sztukę przy utrzymaniu tej samej jakości. Oszczędzamy zatem jednostkowo 50 groszy i mamy pewność, że pozostałych trzech producentów chleba w mieście nie ma takiej maszyny. Czy zatem Wy, Drodzy Czytelnicy na miejscu właściciela piekarni, sprzedawalibyście chleb za 1,50 PLN aby osiągnąć taki sam zysk, czy raczej wykorzystalibyście swoją "przewagę technologiczną", proponując ceny zbliżone do rynkowych?
Konsumenci - wiadomo chcieliby, żeby każdy kawałek elektroniki, kosztował grosze, a każdy program był freeware'owy. Tego się najzwyczajniej na świecie nie da zrobić. Prawda jest taka, że gdyby wszystkie programy byłyby darmowe wielu informatyków nie miałoby pracy, przez co ukazywałoby się ich o wiele mniej i były zdecydowanie gorsze. Tak samo z hardware'm, gdyby jego produkcja przynosiła nikłe zyski, z rynku wycofałoby się wielu gigantów i inwestowałoby np. w pończosznictwo, czy napoje chłodzące.
Czy zatem producenci mają rację i mamy do czynienia kilka razy w roku z rewolucją techniczną? Odpowiem na to pytanie cytując Merowinga (tzw. Francuza z drugiej części filmu "Matrix"), zwracającego się do wybrańca - Neo, mającego predyspozycję pokonać cały system, którego notabene Mearowing jest składowym elementem: "Zapamiętaj moje słowa chłopcze, zapamiętaj je dobrze. Przeżyłem Twoich poprzedników, przeżyję i Ciebie."
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|