Twoje PC  
Zarejestruj się na Twoje PC
TwojePC.pl | PC | Komputery, nowe technologie, recenzje, testy
M E N U
  0
 » Nowości
0
 » Archiwum
0
 » Recenzje / Testy
0
 » Board
0
 » Rejestracja
0
0
 
Szukaj @ TwojePC
 

w Newsach i na Boardzie
 
TwojePC.pl © 2001 - 2024
RECENZJE | Test dokanałowych słuchawek Aurvana In-Ear3 i Brainwavz R1 / B2
    

 

Test dokanałowych słuchawek Aurvana In-Ear3 i Brainwavz R1 / B2


 Autor: NimnuL | Data: 06/02/13

Test dokanałowych słuchawek Aurvana In-Ear3 i Brainwavz R1 / B2Powiedzieć, że IEMy (In-Ear Monitor - słuchawka dokanałowa) upowszechniają się na rynku to mało. One były popularne już lata temu, a do ich popularyzacji przyczynili się znani i lubiani producenci jak Koss (Spark Plug), Creative (seria EP) czy SONY (seria MDR EX). Dynamiczny spadek cen zaowocował tym, co dziś obserwujemy - IEMy dołączone do telefonów i odtwarzaczy muzyki na niemal każdym kroku. Myślę, że każdy segment rynku konsumenckiego można podzielić na cztery sektory: dolna półka (entry level), średnia klasa (mid range), dla zaawansowanych (advanced) oraz dla profesjonalistów. Regułom tym podlega również sprzęt audio, którym w niniejszej recenzji przyjrzę się z bliska, a który wpasowuje się w okolicach drugiego i trzeciego sektora. Pomówimy o słuchawkach dokanałowych Creative Aurvana In-Ear3, oraz dwóch modelach Brainwavz: R1 oraz B2. Dodatkowo omówię najmniejszy na rynku, przenośny wzmacniacz słuchawkowy FiiO E5. Nie wiem jak Wy, ale ja spodziewam się fajerwerków w moich uszach i burzy w głowie. Zapraszam.

Dane techniczne

Tradycję należy pieczołowicie pielęgnować, a ta, sukcesywnie przeze mnie ustanawiana nakazuje mi omówić stronę techniczną w pierwszej kolejności.

Jaki koń jest, każdy widzi. Aurvana In-Ear3 oraz Brainwavz B2 mają wspólną cechę: zbalansowana konstrukcja armaturowa. Poszukiwaczy wiedzy odsyłam do: www.earcom.pl oraz sonusmobile.pl. Brainwavz R1 wyposażono natomiast w podwójne przetworniki dynamiczne.
FiiO E5 to natomiast kieszonkowy wzmacniacz słuchawkowy, do którego budowy użyto komponentów Texas Instruments: przedwzmacniacz OPA2338UA oraz wzmacniacz TPA6130A.

Strony producenta: Brainwavz B2 (PL) oraz (EN), Creative, FiiO.
Co ciekawe, Brainwavz na temat modelu R1 milczy, zarówno na oryginalnej stronie jak i w naszej rodzimej wersji. Dane techniczne dla tego modelu pochodzą ze strony: audiomagic.pl.

Tak FiiO E5 wygląda w środku, zdjęcie zapożyczone jest ze strony: moneyexpertsteam.blogspot.com na której opisano również jak wymienić akumulator. Może ktoś skorzysta.
A tu dodatek, na wypadek gdybyście mieli ochotę sprawdzić jak R1 wyglądają wewnątrz:

Zdjęcie zapożyczone ze strony: www.head-fi.org Budowa In-Ear3 została zaprezentowana na schemacie poniżej:

Nigdzie w Internecie nie udało mi się znaleźć zdjęć pokazujących wnętrzności B2, pewnie dlatego, że operacja rozebrania tych słuchawek ze względu na ich konstrukcję byłaby nieodwracalna. Być może kiedyś w programie "Will it blend?".



Wygląd

  • Creative Aurvana In-Ear3
Przypominam, że dawno, dawno temu na łamach naszego serwisu zaprezentowałem pierwszą odsłonę Creative Aurvana ZEN. Rezultat wówczas osiągnięty był bardzo przyzwoity, ale obszar do poprawki również odnalazłem.

     
(kliknij, aby powiększyć)

Najnowsze dokanałówki Creative wydane zostały w bardzo widowiskowej formie. Piękne pudełko eksponujące słuchawki na eleganckim stojaku, kryje w sobie mistrzowskie wręcz wyposażenie: eleganckie pudełko/futerał, trzy rozmiary silikonowych wkładek (każdy po dwie pary) oraz dwa komplety wykonanych z czegoś przypominającego piankę (trochę zbliżone do modeli Comply). Nie zabrakło tu także patyczka do czyszczenia, przejściówki na gniazda montowane w fotelach samolotów oraz elegancko wydrukowanej dokumentacji. Całość zwieńczono ozdobną wizytówką. Wszystko to w skuteczny sposób mydli oczy, dając poczucie wyjątkowości, prestiżu, niemalże manufaktury, ręcznej roboty.

  
(kliknij, aby powiększyć)

Po zdjęciu silikonowej wkładki, widać przegrodę wewnątrz tulejki wprowadzającej dźwięk do ucha. Separuje ona poszczególne pasma do momentu opuszczenia kanału słuchawki. Z założenia ma to zapewnić lepszą reprodukcję dźwięku oraz jego szczegółowość.

Słuchawki wykonano w całości z plastiku, a nie z metalu, wbrew temu co można sądzić bazując na wyglądzie lub na co wskazywały niektóre głosy w dniu premiery. Tworzywo sztuczne z którego wykonano obudowę sprawia wrażenie masywnego i sztywnego. Całość pomalowano na metalizowany, brązowy kolor wykończony lakierem wypolerowanym na wysoki połysk.

Trzymając In-Ear3 w dłoni mogę przyczepić się wyłącznie do jednej rzeczy - przewodu. Z jednej strony jest miękki, cienki i sprężysty, co jest bardzo fajne. Z drugiej jednak strony osnowa kabla wykonana została czepliwej gumy, w efekcie czego ochoczo plącze się i utrudnia rozwinięcie słuchawek, gdy te niechlujnie zwiniemy w kulkę. Tak cienki i miękki przewód ma dodatkową zaletę - zmniejszono potocznie zwany efekt mikrofonowy - chodzi o wibracje przenoszone z przewodu na obudowę słuchawki podczas jego ocierania się o np. ubranie. Bywa to dość irytujące w niektórych przypadkach i szczególnie zauważalne w konstrukcjach dokanałowych. Przewód zakończono malutką wtyczką, kolorystyką pasującą do słuchawek. Mniej więcej w 2/3 długości znajduje się rozgałęzienie z eleganckim pierścieniem ściągającym.


(kliknij, aby powiększyć)

Słuchawka w uchu leży bardzo wygodnie i pewnie, a jej przewód prowadzimy nad uchem, za małżowiną. Metaliczna, połyskliwa obudowa może zostać wzięta za biżuterię.
  • Brainwavz R1

  
(kliknij, aby powiększyć)

Estetycznie zaprojektowane pudełko mieści w sobie bogate wyposażenie, w skład którego wchodzi sztywny pokrowiec, przejściówka samolotowa oraz wtyczka 6,3mm, a także zestaw sześciu silikonowych wkładek (po dwie pary z każdego rozmiaru) oraz tipsy piankowe Comply T400. Ten ostatni to miły dodatek, w osobnej sprzedaży kosztujący nawet 20zł, o nich możemy poczytać tutaj oraz w wersji angielskiej.

     
(kliknij, aby powiększyć)

R1 charakteryzują się ciekawym, obłym kształtem i dwukolorową obudową. Zewnętrzna część utrzymana jest w fortepianowej czerni, wypolerowanej na wysoki połysk. Wewnętrzna połowa jest bordowa i równie połyskliwa. Podobnie jak w Creative i tutaj widać przegrodę w szerokim kanale doprowadzającym dźwięk do ucha. Wydaje mi się, że producent mógł zamontować tutaj filtr zabezpieczający wnętrze słuchawki przed zabrudzeniem. Sprawa higieny niestety nie jest jeszcze dla wszystkich czymś oczywistym - sądząc po stanie w jakim przyszły do mnie słuchawki od innych testerów. Z tyłu obudowy każdej słuchawki znajduje się punktowy otwór, którego zadania nie udało mi się rozszyfrować. Bass reflex to to na pewno nie jest.

Zastosowany tutaj przewód jest nieco grubszy i sztywniejszy niż w Aurvana, ale jego osnowa wykonana jest ze śliskiego materiału, co zdecydowanie ułatwia rozplątywanie kabla. Wspomniany chwilę wcześniej efekt mikrofonowy jest tu znacznie wyraźniejszy niż u poprzednika, choć prowadzenie przewodu za uchem nieco ratuje sytuację. Po przeciwnej stronie słuchawek znajduje się pozłacana, kątowa wtyczka. Przewód główny w okolicy 85cm dzieli się na dwie równe części ściągane małym elementem.


(kliknij, aby powiększyć)

I tutaj również prowadzimy przewód nad uchem, co ułatwia konstrukcja i sposób wpasowania słuchawki w uchu. Całość jest stosunkowo niewidoczna.
  • Brainwavz B2

  
(kliknij, aby powiększyć)

Na wyposażeniu standardowym znajdziemy tutaj komplet trzech rozmiarów wkładek silikonowych oraz jedną parę pianek Comply T100 kosztujące podobnie jak T400, około 20zł za parę. Dodatkowo producent do pudełka dorzucił okrągły pokrowiec, adapter do gniazd w samolotach oraz przelotka 6,3mm.

     
(kliknij, aby powiększyć)

  
(kliknij, aby powiększyć)

Zastosowano tutaj bardzo fajny, skręcany przewód z separatorem zakończony pozłacaną wtyczką kątową. Przewód przypomina mi ten znany z niektórych modeli słuchawek Westone. Ogromną zaletą w praktyce okazało się to, że taka linka nie ma tendencji do plątania się, co w słuchawkach z cienkim przewodem uważam za istną zmorę. Jest to również rozwiązanie niewątpliwie trwalsze, a przynajmniej sprawiające takie właśnie wrażenie. Obudowa słuchawki wykonana jest z czarnego, polerowanego plastiku - do połysku z R1 jest jeszcze daleko, o Aurvana nie wspominając. Całość wykończono czerwonym pierścieniem. Przyznam, że jakość wykonania pozostawia trochę do życzenia. Widać tutaj nie najlepiej obrobione krawędzie, co w tej klasie cenowej nie ma prawa się zdarzyć. No ale to tylko esteci pokręcą nosem przyglądając się z bliska. Dla brzmienia nie ma to oczywiście żadnego znaczenia.
Głęboko wewnątrz kanału dolotowego zamontowano filtr mający chronić słuchawkę przed zabrudzeniem.


(kliknij, aby powiększyć)

Podobnie jak w wyżej wspomnianych modelach i tutaj przewód prowadzimy za uchem. Słuchawka w uchu nie wygląda szczególnie ciekawie, wzornictwo odbiega mocno od dwóch poprzedników, jest nieco toporne i zdaje się być mało nowoczesne. Ale to tylko szczegóły i odczucie subiektywne, każdy musi sobie na ten temat wyrobić własne zdanie.


In-Ear3 | R1 | B2 (kliknij, aby powiększyć)


  • FiiO E5


(kliknij, aby powiększyć)

Na koniec rzućmy okiem na miniaturowy wzmacniacz FiiO E5, który fabrycznie zapakowany jest w biało-czerwone, kompaktowe pudełko. Do mnie dotarł jednak już bez opakowania. Zestaw standardowy obejmuje przewód USB, krótki przewód sygnałowy oraz sakiewkę.

  
(kliknij, aby powiększyć)

  
(kliknij, aby powiększyć)

Urządzenie to swoim wyglądem bardzo przypomina iPod Shuffle, nie tylko wzornictwem ale i wymiarami, nawet sprężynowy klips do paska jest tu podobny. Na jednej ściance umieszczono gniazdo słuchawkowe, przyciski głośności i zasilania oraz przełącznik podbicia tonów niskich. Całość wieńczy niebieska dioda sygnalizująca działanie wzmacniacza. Po przeciwnej stronie zainstalowano wejście dla sygnału oraz port USB służący do ładowania akumulatora. O jakości wykonania nie powiem złego słowa. Obudowa jest dokładnie wykonana, a do budowy użyto aluminium. Konstrukcja umożliwia dostanie się do wnętrza i późniejsze złożenie w działającą całość. Mogą docenić to majsterkowicze, którzy chcieliby coś zmienić lub podmienić, np. wzmacniacz operacyjny (op-amp).



Muzyka gra

Zaznaczam we wstępie, że ocena dźwięku jest rzeczą szalenie trudną. Tam gdzie dwóch testerów dźwięku tam więcej niż trzy opinie. Wszystko to co czytacie, nie tylko w niniejszej recenzji, jest tylko oceną subiektywną, a jej wynik zależy od wielu czynników. Każdy z nas ma różne przyzwyczajenia, upodobania i oczekiwania. Osoba na co dzień pławiąca się w basie może próbkę ocenić jako wypraną z tonów niskich, kiedy to ktoś inny o tym samym dźwięku powie: za ciemny. Jeśli chodzi o moje osobiste upodobania, to lubię, gdy dźwięk brzmi w miarę naturalnie, i nie musi być idealnie - tego oczekuję i to otrzymuję w Filharmonii Pomorskiej. Wystarczy, że to co słyszę nie jest w efekciarski sposób przekolorowane, a całość odznacza się skoczną muzykalnością. Odnalezienie tego złotego środka nie jest niestety takie łatwe. Warto również nadmienić, że źródło dźwięku ma także ogromny wpływ na to co usłyszymy w końcowym efekcie, i nie mam tu na myśli samych plików dźwiękowych (FLAC nie są przepisem na sukces!) - odtwarzacze przenośne (i nie tylko te) potrafią mieć przecież bardzo zróżnicowaną charakterystykę. Pomimo tego dołożę wszelkich starań by w możliwie najbardziej opisowy sposób omówić to, z czym za chwilę się zmierzę.

Ocenę brzmienia podzieliłem na dwa etapy. Pierwszy - syntetyczny, oraz drugi - praktyczny. Na pierwszy rzut wrzuciłem generator dźwięku oraz płyty testowe: Dr. Chesky & His Band of Maniacs - Dr. Chesky's Musical 5.1 Surround Show, Ultimate Demonstration Disc: Chesky Records' Guide to Critical Listening oraz serię Best Of Chesky Classics & Jazz and Audiophile Test Disc.

W kolejnym etapie zagościły już płyty muzyczne, a w wśród nich takie tytuły jak: The Body Acoustic, Lang Lang "The magic of Lang Lang", "Live at Carnegie Hall", "Live in Vienna", Vivaldi "The Four Seasons", Diane Schuur & the Count Basie Orchestra, John Hammond "Rough & Tough", Yo-Yo Ma "The 6 suites for solo cello", Kashmir: The Symphonic Led Zeppelin, Kapela ze Wsi Warszawa "Infinity", Norah Jones "... little broken hearts", Stan Getz, Charlie Byrd "Jazz Samba", Bob Marley "Legend", Roger Waters "Amused to death", Eric Clapton "Clapton", Michael Jackson "This is it", Massive Attack "Collected", ścieżka dźwiękowa do Transformers (Steve Jablonsky), Tron (Daft Punk) oraz Blade Runner (Vangelis), a także Rammstein "Made in Germany" oraz AC/DC "Back in Black".
Źródłem dźwięku był Apple iPod Nano 4, Creative ZEN X-Fi3, karta dźwiękowa SoundMAX (IBM T42) oraz Denon AVR-1906 + DVD-1920.

Czas więc włożyć słuchawki do uszu i sprawdzić z czym tak naprawdę mamy tu do czynienia.


In-Ear3 | R1 | B2 (kliknij, aby powiększyć)

Wiem, że w świecie audio nie można bardzo sugerować się ceną, jednak w tym wypadku nie miałem nawet przypuszczeń czego tak na prawdę mogę się spodziewać. Tak jak z serami, których jedzenie powinno zaczynać się od najłagodniejszego, i tutaj postanowiłem rozpocząć od najtańszego sprzętu, na pierwszy ogień poszedł zatem R1. Brainwavz to producent, który nie jest u nas szczególnie znany i rozpoznawany, na pewno dział marketingu musi sporo popracować nad głoszeniem ich słowa. O jego słuchawkach robi się jednak głośno na różnych forach. Ogólnie wieść niesie, że sprzęt ze stajni Brainwavz daje od siebie wiele za niewiele. I model R1 zdaje się tą opinię potwierdzać. Reprodukcja sceny okazała się tu nieco wąska jak na mój gust, przez co miałem solidne trudności w lokalizacji źródeł pozornych, czasem okazywało się to wręcz niemożliwe. Nie mogę mówić tutaj o rozczarowaniu, bo aż tak dużych oczekiwań nie miałem. Ogólnie jednak dźwięk okazał się przyjemny w odbiorze i jak na coś co mieści się w uchu - zaskakująco dynamiczny. Charakterystyka dźwięku jest zauważalnie przesunięta w stronę niższych rejestrów, choć do imprezy w remizie jest ho-ho i jeszcze trochę. Na pewno nie można mówić o naturalności dźwięku, ale myślę, że w tej klasie cenowej nikt tego nie oczekuje. Bas jest przy tym szybki, krótki i świetnie kontrolowany. Pomimo usilnych prób, nie udało mi się zmusić tych słuchawek do przesterowania. R1 nie zapominają też o środkowym i górnym zakresie. Tu też czuje się dobrze, choć przez cały czas odnosiłem wrażenie, że wyższe rejestry stały krok z tyłu. Według mnie te słuchawki najlepiej czuły się w muzyce pop, filmowej, elektronicznej i cięższym rocku. Nie oznacza to oczywiście, że kobiecy głos brzmi tu niewłaściwie, brakuje tu jednak werwy. Do muzyki symfonicznej, klasycznej i wokali polecam raczej pójście w innym kierunku - co sprowadza mnie do In-Ear3. Najnowsze IEMy ze znaczkiem Creative nie tylko cieszą oko swoim wyszukanym wzornictwem, ale i ucho nie może czuć się w żaden sposób pokrzywdzone. W pierwszym momencie pomyślałem sobie, że R1, które tylko chwilę wcześniej miałem wciśnięte do uszu, grają dynamiczniej i ciekawiej. To tylko pierwsze wrażenie, które po chwili ustąpiło. Wystarczyło dać dźwiękowi wsiąknąć nieco w moją głowę. Na moich ustach zaczął pojawiać się delikatny uśmieszek informujący, że jest lepiej. Wbrew temu co mogą sugerować dane techniczne, In-Ear3 nie zaoferuje większej ilości tonów niskich w porównaniu do R1. To kolejny przykład pokazujący, że suche liczby w przypadku sprzętu audio mają niewiele wspólnego z tym co słyszymy. To prawda, że deklarowane pasmo przenoszenia w Aurvana zaczyna się o połowę niżej niż Brainwavz, ale zwykle tego nie czuć. I dobrze. Aurvana schodzi natomiast zauważalnie niżej wówczas, gdy zostanie o to poproszona. Creative uderzają swoją neutralnością, zrównoważeniem i szczegółowością.

In-Ear3 podają wprost do ucha wszystko jak na tacy, łącznie z niedoskonałościami sprzętu. Szum własny wzmacniacza jest tu bardzo dobrze słyszalny, co w cichych partiach muzyki może być co najmniej irytujące. W tej kwestii R1 nieco odfiltrowują tą niedogodność, a na B2 przestaje mieć to już znaczenie.

Doszły mnie głosy, jakoby IEM Aurvana były niemuzykalne. To wniosek biegunowo przeciwny do mojego. W moich uszach słuchawki te rwą się do grania i śpiewania, sprawiając przy tym dużo radości. Warto mieć jednak na uwadze, że charakterystyka reprodukowanego dźwięku jest tu dość jasna, co nie stanowi problemu jeśli korespondować to będzie z muzyką, jaką słuchamy. Na domiar dobrego, reprodukowana scena jest szeroka i głęboka, a odbiór stereofonii czytelny. Creative urzeka i czaruje swoją naturalnością i aptekarską precyzją w damskich wokalach i klasycznych utworach. Tego, co słyszałem, chciało się po prostu słuchać z niekłamaną przyjemnością. Przyznaję jednak, że ze względu na jaśniejszy dźwięk, muzyka filmowa, która lubi ciemniejsze granie, nie brzmiała tu tak spektakularnie jak w R1. Ogólnie rzecz ujmując, rezultat osiągnięty przez Creative Aurvana In-Ear3 jest wyśmienity. Niechętnie, ale w końcu wyjąłem te słuchaweczki z uszu i przymierzyłem flagowy model Brainwavz B2. Początkowo trudno było mi w to uwierzyć, ale jestem bardzo miło zaskoczony, nie - zaskoczony to niewłaściwe słowo. Oszołomiony. Tak, jestem bardzo miło oszołomiony tym co dane mi było usłyszeć. Po wygodnym ulokowaniu Brainwavz B2 w uszach i puszczeniu muzyki, na twarz rzucił mi się uśmiech niczym z japońskich kreskówek, jak u dziecka na widok różowej waty cukrowej. B2 są szalenie muzykalne, niesamowicie dynamiczne, precyzyjne i naturalne. Głos kobiecy brzmi wprost bajecznie, myślę, że sama Diane Schuur przysiadłaby na swoim półdupku, by posłuchać jak sama śpiewa. Gdy puściłem płytę Lang Lang "Live at Carnegie Hall", natychmiast poczułem się głupio, że niczym obdartus siedzę w jeansach i t-shircie, a nie mam na sobie pełnej zbroi pod krawatem. Na koniec płyty miałem ochotę poderwać się i zacząć klaskać na stojąco wraz z publicznością z nagrania. Nie żartuję. Dźwięk jest żywy, niemal namacalny, muzykę prawie czuć węchem i smakiem. Utwór Spanish Harlem (Rebecca Pidgeon) przeniósł mnie do przestronnego pomieszczenia i zabrzmiał jakby został zagrany i zaśpiewany wyłącznie dla mnie. Trąbka w "Jazz Samba" hipnotyzuje, a Paganini zagrany przez Vanessa Mae brzmi jak żywy, choć o ile się nie mylę, Niccolo już od dawna z nami nie ma. Zarówno B2 jak i In-Ear3 są piekielnie precyzyjne, o czym już wspomniałem. Nie napomknąłem jednak, że urządziłem sobie za ich sprawą zabawę w wychwytywaniu niuansów tła. A to skrzypnięcie krzesła pod członkiem orkiestry, głębszy oddech pianisty, odległe kaszlnięcie na widowni lub szelest ubrania przy zamachu dyrygenta. To nadawało całości życia. Jedyne prawdziwe zastrzeżenie jakie mogę mieć w stosunku do B2, to trochę wąska scena i rozmieszczenie źródeł pozornych dźwięku. Mam wrażenie, że wszystko odbywa się w uszach, a nie wokół mnie. Jest lepiej niż w R1, ale zauważalnie klaustrofobicznie jeśli przyrównać do Aurvana.

W praktyce okazało się, że Braiwavz R1 grają najciszej, a po przeciwnej stronie skali stoją Aurvana In-Ear3, B2 depczą im po piętach. Zabawy z generatorem dźwięku i sinusoidą pokazały nieco odmienne rezultaty niż praktyka. Aurvana schodzą zdecydowanie najniżej, bas jest bardzo głęboki i słyszalny przy 15Hz, gdzie B2 zaczynały dawać głos od 18Hz, a R1 powyżej 24Hz, natomiast kilka Herzów więcej i zaczyna klarować się charakterystyka R1, które wpompowują do naszych uszu bas wolniejszy i zauważalnie mniej kontrolowany niż B2 i Aurvana.

Jeśli chodzi o komfort użytkowania, na pierwszym miejscu postawię Aurvana. To niezwykle wygodna konstrukcja, która w połączeniu z bardzo cienkim przewodem jest niemal przeźroczysta w noszeniu. Obie pary słuchawek Brainwavz również nosi się wygodnie i o jakimkolwiek niedopasowaniu mowy być nie może - a mnogość końcówek powinna zapewnić dobranie rozmiaru do każdego ucha.

Dobrze, ale czy różnica cenowa sięgająca 200zł uzasadnia różnicę w rezultacie pomiędzy In-Ear3 a B2? Jak ze wszystkim - to zależy. Gdybym omawiał inny typ słuchawek, to udzieliłbym odpowiedzi twierdzącej. Ale po kolei. Tak to już jednak jest, że powyżej pewnego poziomu cenowego, przyrost jakościowy nie jest współmierny. Nie dotyczy to wyłącznie sprzętu grającego. Nie trzeba sięgać daleko - wystarczy spojrzeć na komputer, w którym to nowe, najmocniejsze karty graficzne lub CPU wcale nie są dwukrotnie wydajniejsze niż modele słabsze, choć cena sugeruje coś innego. Godząc się zatem na dołożenie kolejnych dwustu złotych do In-Ear3 otrzymamy dość subtelną różnicę w brzmieniu dźwięku. Nawet trudno powiedzieć, czy ta różnica będzie faktycznie na korzyść, bo na pewno znajdą się osoby, którym charakterystyka dźwięku oferowana przez Aurvana bardziej przypadnie do gustu. Mówimy tu zatem o niuansach, detalach i drobiazgach - składają się one jednak w całość, która w przypadku B2 bardziej mi odpowiada. Nie zapominajmy jednak z jakim typem słuchawek mamy tu do czynienia. Jest to sprzęt zaprojektowany do używania poza domem, w hałasie ulicznym, podczas sportu itp. Wówczas nie mamy szans na skupienie się na dźwięku i docenieniu lub nawet wyłapaniu różnic. Trudno mi sobie wyobrazić by ktoś zakładał IEMy, zasiadał w wygodnym fotelu z filiżanką herbaty i delektował się muzyką. To nie ten rodzaj sprzętu. Wracając zatem do zagadnienia, czy warto dopłacać do zakupu Brainwavz B2. Ja bym nie dołożył. Ale jeśli ktoś faktycznie ma zamiar używać słuchawek dokanałowych w spokojnym otoczeniu i będzie miał szansę skupić się na dźwięku, to wówczas gra jest warta świeczki i dodatkowy koszt może być zasadny.

Zgoła inaczej sprawa przedstawia się, gdy zestawimy R1 oraz In-Ear3 - ich ceny i możliwości. Tutaj również mówimy o różnicy 200zł, a uzasadnienia tej kwoty nie musimy szukać ze świecą w dłoni. Każda złotówka wydaje się mieć pokrycie w tym co słyszałem. Według mnie stosunek oferowanych możliwości do ceny w przypadku R1 i In-Ear3 jest bardzo korzystny, gdzie w B2 wypada znacznie gorzej.

Skoro już wspomniałem o hałasie ulicznym, to wypada powiedzieć kilka słów o izolacji dźwięku. Creative jako jedyny tutaj podaje wartość tłumienia akustycznego na poziomie -34dB, co ma odpowiadać filtrowaniu aż 98% dźwięku. To duża różnica w porównaniu do 20dB (dla 300Hz) i 90% w pierwszej odsłonie Creative ZEN Aurvana. Ale to tylko liczby i uchem trudno takie rzeczy ocenić. Trochę czasu mi zajęło, by wyłapać różnicę pomiędzy trójką tu testowanych. Analizując różne pasma dźwięku doszedłem do wniosku, że In-Ear3 faktycznie najlepiej izolują nas od dźwięków otoczenia, choć różnica pomiędzy oboma, tak samo tłumiącymi modelami Brainwavz nie jest duża. I tu mała informacja dla osób, które jeszcze nigdy dotąd nie miały do czynienia z IEMami. Słuchawki takie najlepiej filtrują niskie częstotliwości. Nie spodziewajcie się natomiast, że idąc przez hałaśliwe miasto, będziecie z muzyką sam na sam. Nadal będą do Was dobiegać dźwięki (sprawiające wrażenie odległych), ale piosence będzie łatwiej się przedrzeć.

Na koniec kilka słów na temat pianek Comply. Jest o nich dość głośno w Internecie, wymienia się wiele zalet jak np. lepsze tłumienie niż wkładek silikonowych oraz brak wpływania na brzmienie. To drugie potwierdziłem. Pianki według mnie tylko marginalnie zmieniają brzmienie, choć w tak niewielkim stopniu, że udało mi się je wyłapać tylko przez częste i szybkie przekładanie tipsów i porównywanie fragmentów utworu. Różnica jest tak mała, że może wynikać z nieco innego wpasowania słuchawki w ucho. Lepszego tłumienia nie jestem już w stanie potwierdzić. Istotnych różnic zwyczajnie nie udało mi się wyłapać. Być może na przyrządach pomiarowych da się je wskazać, ale przecież nie o to chodzi. Jeśli różnicy nie widać to po co przepłacać. W tym wypadku oczywiście darowanemu koniowi do paszczy nie zaglądamy. Zaletą tego rozwiązania wydaje mi się zauważalnie większy komfort noszenia. Ucho zdaje się nie męczyć podczas dłuższego noszenia, a sama pianka prawdopodobnie cechuje się pewną przepustowością powietrza i wilgoci, co powinno usprawnić wentylację.

Sporą wadą tych pianek według mnie jest trudność w zakładaniu oraz ich trwałość. Na ich zakładanie znalazłem sposób - wystarczy je lekko ugnieść przed założeniem, szybko wracając do pierwotnego kształtu idealnie dopasują się do anatomicznego kształtu ucha. Trwałości nie przeskoczymy, nie potwierdziłem tego podczas krótkiego czasu użytkowania, ale nie wierzę by były one tak trwałe jak wkładki silikonowe.
  • FiiO E5

  
(kliknij, aby powiększyć)

Na koniec zostawiłem sobie dodatek jakim jest wzmacniacz słuchawkowy. Osobiście byłem bardzo ciekaw rezultatu, ale również moje nastawienie było sceptyczne. O ile w normalnej sytuacji wzmacniacz słuchawkowy stoi pomiędzy odtwarzaczem CD a słuchawkami, to już rozwiązanie przenośne z normalnością nie ma wiele wspólnego. Pomiędzy źródłem dźwięku, a słuchawkami stoją już dwa wzmacniacze - dochodzi ten wbudowany w odtwarzacz MP3. Biorąc pod uwagę niedoskonałości malutkich urządzeń, może być to przepisem na katastrofę.
Tragedii w praktyce jednak nie było. Nie otrzymałem też fajerwerków, jakich można by oczekiwać.
Podłączenie wzmacniacza jest bardzo łatwe, myślę, że nic ponad zdjęcie powyżej nie trzeba objaśniać.


(kliknij, aby powiększyć)

Zastrzeżenie można mieć do bliskości gniazda słuchawkowego i przycisków głośności. Wpięcie przejściówki 6,3->3,5mm może ograniczyć dostęp. Dzięki wzmacniaczowi możemy ominąć ograniczenie głośności narzucone przez UE na odtwarzacze. Jeśli więc zechcemy, możemy sprawić, by muzykę z naszych słuchawek usłyszał każdy w okolicy, przy okazji koncertowo zapewniając sobie głuchotę. Być może wzmacniacz taki ułatwiłby napędzenie słuchawek o dużej impedancji, przekraczającej 150-200ohm. Ja dysponowałem jedynie dużymi konstrukcjami o nominalnej oporowości 50ohm.

Przez dłuższy czas siedziałem i przekładałem słuchawki, powtarzałem fragmenty utworów, przepinałem różne słuchawki to do wzmacniacza, to bezpośrednio do odtwarzacza. I nic. Ogólnie rzecz ujmując to nie udało mi się zanotować żadnych różnic w dynamice czy przejrzystości dźwięku. Różnica jest oczywiście zauważalna gdy przesuniemy pstryczek odpowiedzialny za podbicie tonów niskich. Według informacji, jakie udało mi się znaleźć, podbicie następuje o 3dB w okolicy 80Hz. Zabarwienie dźwięku jest bardzo przyjemne w odbiorze i nie sprawia wrażenia sztuczności. Często podbicie tonów niskich w odtwarzaczach jest mocno nieudolne, FiiO E5 może więc okazać się tu przydatne.

E5 charakteryzuje się szumami własnymi, które w połączeniu z ewentualnymi szumami odtwarzacza i materiału audio może zafundować nienajlepsze doznania. Nieustający syk słyszalny był doskonale na słuchawkach Creative Aurvana In-Ear3 oraz Sennheiser HD555, nieco gorzej na Brainwavz R1 oraz B2 i jeszcze słabiej na Sennheiser PMX-100.
Mnie osobiście to urządzenie w ogóle nie przekonało. Jest to według mnie zbędny wydatek, zajmujący dodatkowe miejsce.



Wnioski

Ten test był dla mnie jednym z najtrudniejszych jakie dotąd pisałem. Dostarczony sprzęt dał mi jednak dużo radości i zaspokoił ciekawość. Kieszonkowy wzmacniacz słuchawkowy FiiO E5 na papierze wygląda bardzo interesująco i niesie ze sobą spory ładunek efektu psychologicznego. W praktyce okazuje się być niepotrzebnym wydatkiem. Według mnie zdecydowanie lepszy rezultat uzyskamy przez dołożenie tych blisko 100zł do zakupu odtwarzacza wyższej klasy. Dysponując słabym playerem niewiele tu przecież ugramy, bo niedoskonałości dźwięku zostaną ewentualnie wzmocnione. Możemy jedynie poprawić barwę i dynamikę dźwięku dzięki przełącznikowi podbicia basu, ale tu znowu więcej zyskamy inwestując 100zł w lepsze słuchawki. Być może to urządzenie ma sens, jeśli ktoś ma naprawdę cicho grający odtwarzacz, a lubi gdy w uszach dudni...

Brainwavz R1 cieszą nie tylko wzrok ale i ucho. Mają genialny stosunek oferowanych możliwości do ceny. Za niewygórowaną przecież kwotę otrzymamy zadziwiająco dynamicznie, czysto i przyjemnie grające słuchawki, które potrafią sprawić bardzo dużo radości podczas długotrwałego odsłuchu.

Creative dołożyło sporych starań by wydać Aurvana InEar3 w sposób bardzo widowiskowy. Udało się. Śliczne wzornictwo i kapitalne wyposażenie to jednak dzisiaj za mało by wynosić słuchawki na ołtarze, o czym Creative zdaje się doskonale wiedzieć - pod względem dźwięku In-Ear3 mają zatem dużo do powiedzenia. W dniu ich premiery, w połowie 2011 roku, cena wynosiła 650zł. Obecny jej spadek sięgnął więc aż 300zł, co czyni te słuchawki bardzo atrakcyjnym zakupem. To, w połączeniu z tym co usłyszałem - dźwiękiem bardzo czystym, naturalnym, precyzyjnym i dynamicznym stanowi łakomy kąsek. Właściwie niczego istotnego mi tu nie brakuje, przynajmniej dopóki nie przyrówna się ich bezpośrednio do Brainwavz B2. Wówczas dźwięk zdaje się nie mieć tak bardzo zaostrzonego pazura. Ta subtelna różnica ma jednak swoją cenę, która nie dla wszystkich musi wydać się uzasadniona. Osobiście nie jestem zagorzałym zwolennikiem rozwiązań dokanałowych. Prywatnie używam wyłącznie konstrukcji otwartych: nausznych (Sennheiser PMX-100) i wokółusznych (Sennheiser HD555 i HD595). Nawet zamknięte modele tego typu słuchawek nie odpowiadają moim wymaganiom. Natomiast wersje dokanałowe, choć wzbudzają moje zainteresowanie, to osobiście omijam z daleka. Jeśli jednak kiedykolwiek i gdziekolwiek w przyszłości zobaczycie mnie na ulicy noszącego słuchawki dokanałowe, będą to najprawdopodobniej Creative Aurvana In-Ear3. Co za dźwięk!





Dodatek: Zdrowie

Postanowiłem poświęcić osobny rozdział kwestii słuchu w kontekście małych i popularnych słuchawek. Osobiście zwyczajnie nie mam do nich przekonania mając na uwadze istotne wady takich konstrukcji. Nie sądzę, bym napisał tu cokolwiek odkrywczego, jednak myślę, że tej kwestii nie warto bagatelizować, a moje obserwacje pozwalają mi sądzić, że albo powszechnie ludzie nie są świadomi zagrożenia, albo zwyczajnie je ignorują.

Największą wadą takich konstrukcji jest ich wpływ na nasz słuch oraz ucho środkowe. Otóż długotrwałe używanie modeli dokanałowych, w szczególności w ciepłe dni lub podczas wysiłku fizycznego, może prowadzić do przegrzania się ucha wewnętrznego, a dodatkowy brak wentylacji sprzyja rozwojowi flory bakteryjnej, która to znowu może doprowadzić do komplikacji, m.in. podrażnień lub zakażeń. Te małe słuchawki oferują również spory poziom głośności, często powyżej 110dB, a takie natężenie dźwięku już po godzinie może negatywnie wpłynąć na zwiększenie się ryzyka trwałego pogorszenia słuchu. Wysoki poziom głośności podczas słuchania jest szczególnie charakterystyczny dla małych słuchawek dousznych, tzw. pchełek, w których niewielkie tłumienie dźwięków otoczenia jest rekompensowane znacznym przekręceniem pokrętła głośności. Stąd też biorą się mijani przez nas na ulicach nastolatkowie otoczeni bańką muzyki wychodzących z ich uszu. Zgadza się, że faktycznie konstrukcje dokanałowe, dzięki dobrej izolacji dźwięków z zewnątrz pozwalają na cichsze ustawianie głośności, kwestia braku wentylacji pozostaje jednak otwarta. Jeden z autorów artykułu jaki przytaczam niżej zaleca regułę 60%/60 minut, czyli słuchanie nie dłużej jak 60 minut poniżej 60% maksymalnej głośności. W różnych miejscach Internetu roi się od żywych dyskusji na temat wpływu, lub jego braku, różnych typów słuchawek na nasz słuch. Pomimo różnic w opiniach, przytaczania różnych faktów, opinii, obserwacji i wyników badań, wszyscy są zgodni w jednej kwestii, która powtarzana jest niczym mantra: zaleca się umiar.

Poniżej przytaczam kilka artykułów (większość w języku angielskim), na wypadek jeśli chcecie zaczerpnąć dodatkowej wiedzy: