Pixel Heaven 2014 - relacja Autor: Liluh | Data: 12/06/14
| Druga edycja Pixel Heaven za nami, można więc uznać, że na naszych oczach narodziła się nowa, świecka tradycja. Jest coraz lepiej i coraz ciekawiej. Już nie tylko retro komputery, wspominki, indyki i pinballe, które mogliśmy wspominać przy okazji Pixel Heaven 2013. Tym razem mogliśmy też posłuchać o biznesie, Adrian Chmielarz pokazał swoją nową grę, Jon „Jops” Hare dał gitarowy koncert, a do kompletu dołączyły też gry planszowe. Oj, działo się. |
|
Ulotna woń starej szafy
Dla tych, którzy przegapili poprzednią edycję, polecam przeczytanie naszej zeszłorocznej recenzji (tutaj). Pixel Heaven to impreza retro komputerowa i bardzo polska. Adresatem są dzisiejsi trzydziesto i czterdziestolatkowie, którzy młodzieńcze lata przeżywali w czasach przedinternetowych, kiedy to na rynku królowały komputery 8 i 16 bitowe: Atari, Commodore, ZX Spectrumy, Amigi itp. A przynajmniej taka jest oś pomysłu. W praktyce bowiem, cała impreza obrasta masą dodatków w rodzaju klubu pinballowego, karcianek, gier fabularnych, młodych gniewnych deweloperów gier niezależnych (tzw. „indyki” od ang. indie), a także konferencji, paneli dyskusyjnych, konkursów i pojedynczego, ale dość specjalnego koncertu. Nawet sami odwiedzający, to nie tylko panowie z przyzwoicie wykształconymi brzuszkami piwnymi i początkami łysienia. Tegoroczną edycję zaszczyciła liczna reprezentacja kobieca, a także sporo dzieciarni. Widać więc, że Pixel Heaven to nie (tylko) niszowa impreza i okazja do spożywania wysokoprocentowych napojów w towarzystwie „sprzed lat”, ale także ciekawe wydarzenie mogące zainteresować ludzi spoza tego środowiska, lub zbyt młodych by pamiętać tamte czasy. A zwłaszcza, bezpieczne miejsce (tematycznie i kulturowo), by zabrać swoich najmłodszych i partnerki. To dobrze, bo taka formuła wyraźnie służy imprezie.
Co się działo?
PH2014 odbyło się w ciepły, a zarazem ostatni weekend maja (31.05-01.06.2014), w klubie 1500m2 na warszawskim Solcu, położonym tuż przy rozlewającej się po wiosennych roztopach Wiśle. Lokalizacja ta była ze wszech miar korzystniejszą niż poprzednia. Po pierwsze, klub znajduje się ledwie parę minut od centrum, a po drugie – jest dużo większy i posiada sprawną klimatyzację. Tym samym duchota i specyficzna woń pierwszej edycji odeszła w niepamięć. Co równie ważne, okolica nasycona jest knajpami, a też w samym klubie można było co nieco skonsumować, a to przecież podstawa by zachować dobrą formę w dwudniowych zmaganiach. Sama wejściówka kosztowała 50 zł (chyba, że kupiliśmy ją przez internet, wtedy 40zł): w cenie dwa dni imprezy, smyczka z informatorem oraz fajnie wydany zine – One Life Left. Chociaż osoby chcące startować w konkursach musiały zapłacić nieco więcej za wejściówkę Competitor (60zł) i Flipper Dude (80zł). Wielbiciele mogli także wspomóc imprezę przeznaczając 150zł (Supporter) w zamian za kilka bonusów.
Sobotnimi gośćmi specjalnymi zza granicy, były tym razem dwie legendy rynku gier komputerowych 8/16 bitowców – Jon „Jops” Hare (Sensible Software) oraz Mike Montgomery (Bitmap Brothers). Pierwszy odpowiedzialny jest za jedną z najpopularniejszych gier piłkarskich wszechczasów – Sensible Soccer (ale także takich produkcji jak Cannon Fodder, czy Wizkid), a drugi miał swój udział w niemniej udanych Speedball czy Chaos Engine. Panowie okazali się sympatycznymi facetami. Opowiadali dużo i chętnie o swoich grach, rynku komputerowym i o tym co robią dzisiaj (dalej tworzą gry, także w Polsce!). Z kolei niedziela należała do Johannesa Wadina (Just Cause 2/ Fable 3 czy nowatorska Shelter), przewodniczącego jury konkursu dla indyków, który opowiadał jak to jest tworzyć gry AAA, by później zostać niezależnym indie-twórcą. Naturalnie, liczną reprezentację stanowili też nasi rodacy, dawni i obecni autorzy gier, m.in.: „Sos” Sosowski (McPixel), który z tej okazji popełnił genialną konwersję Flappy Bird dla C64 (można było pograć), Tomasz Tomaszek (Franko: The Crazy Revenge) pracujący nad Franko 2, no i oczywiście Adrian Chmielarz, który premierowo zademonstrował wczesną wersję swojej nowej gry przygodowej – The Vanishing of Ethan Carter.
Po prawej Jon „Jops” Hare (Sensible Software)
Po lewej Mike Montgomery (Bitmap Brothers)
Ciekawym wydarzeniem było spotkanie dawnych zajadłych konkurentów, czyli przedstawicieli firm Mirage, LEM i IPS, niegdyś wściekle konkurujących ze sobą wydawców gier komputerowych . Opowiadali o pionierskich początkach rynku, brudnych zagrywkach i zabawnych sytuacjach. Sympatycznie i przyjaźnie.
Imprezę po raz kolejny odwiedzili weterani polskiej prasy komputerowej, chociaż w porównaniu do zeszłego roku, w nieco innym składzie. Byli m.in. Alex&Gawron, Dobrochna, Borek, Sir Haszak (Top Secret), byli też Piotr „Micz” Mańkowski (Secret Service, moderator dyskusji na pixelu), Piotr Pieńkowski (ŚGK), Michał „Krooger” Cichy (Reset), Michał Mielcarek (NEOplus), Marek Suchocki (Computer Studio), Maciej Kuc (CDA), Marcin „Koso” Kosman (PSX Extreme). Ogromną niespodziankę sprawiła, zapowiedziana dosłownie kilka dni wcześniej wizyta Marka Pampucha, legendarnego naczelnego „Magazynu Amiga”, pisma które jeszcze długie lata po upadku firmy Commodore trzymało polską Amigę i jej użytkowników przy życiu. Towarzyszyli mu dawni współpracownicy: Rafał Wiosna i Jarosław Horodecki (chociaż poza panelem dyskusyjnym dało się spotkać jeszcze kilku innych dawnych redaktorów).
Po prawej Marek Pampuch (naczelny „Magazynu Amiga”)
Historia legendarnego magazynu ...
Większość wystawców i zaproszonych gości miało poświęcone im panele dyskusyjne, konferencje i prezentacje. Opowiadania było co niemiara i to nie tylko na tematy już dzisiaj historyczne, ale też jak najbardziej bieżące. Przede wszystkim, była to niepowtarzalna okazja dla młodych twórców na pokazanie swoich gier, a także wysłuchania rad i uszczknięcia nieco z cennego „know how” od starszych kolegów, którzy zjedli zęby nie tylko na tworzeniu gier komputerowych, ale też ich wydawaniu. Wszystko w specjalnie do tego przeznaczonej części klubu, w ramach DVLUP! MEETUP. Omawiane były inicjatywy crowd-fundingu, w rodzimym kontekście polakpotrafi.pl i wspieram.to. Były nagrody dla najlepszych gier (wygrała nowatorska gra SuperHot) i okazja do grania, czy zdobycia tych ulubionych, wreszcie gotowych (m.in. po wielomiesięcznych walkach ukończono interesującego MouseCraft'a, a z nowości można było dostać banalnego, ale wciągającego Timbermana). Zresztą, tak jak w zeszłym roku, Indie Basement dumnie prezentowało różnorodne produkcje niezależne przykuwając uwagę graczy. Polski indie dev żyje i możemy być naprawdę dumni z poziomu prezentowanych produkcji.
Timberman
SuperHot
MouseCraft
Spotkań i paneli było tak dużo, że nakładały się na siebie. Ponieważ jednak retro oddzielone było od indie nie tylko fizycznie (różne sale), ale też tematycznie (nieco inny odbiorca), każdy mógł znaleźć coś dla siebie interesującego bez specjalnych wyrzeczeń. Dobrym przykładem na poszanowanie odrębności w ramach większej rodziny, może być mocno zaznaczona obecność demosceny. Zjawiska z samego swego jestestwa – niszowego. Jedna z dyskusji odbyła się z udziałem specjalnego gościa, osobowości muzycznej – Piotra „XTD” Bendyka. Z tej okazji wydana też została pamiątkowa płyta z jego twórczością.
Doroczne łamanie joya
Oczywiście nie ma Pixel Heaven bez starych komputerów, a tych była blisko setka. Atarynki, komody, spektrumny, amisie, ale też wynalazki w rodzaju VirtualBoya. Wszystkie odpalone, z grami, dyskietkami, kasetami i kartridżami. Można by rzec, rozpalone i zapraszające (akurat w sali z taką ilością sprzętu było gorąco) ;). Duża w tym zasługa Muzeum Historii Komputerów i Informatyki oraz serwisów fanowskich w rodzaju ppa.pl. Do tego tradycyjnie już, odbywały się liczne konkursy, m.in. w Sensible Soccer czy Lotus Turbo Challenge. Zaraz obok, swoją jaskinię mieli fani gier planszowych, toczących karciano-figurkowe batalie przy gęsto zastawionych stołach, a jedno z pomieszczeń należało do fanów fliperów, bez litości młócących srebrną kulą po nakrytych szkłem panelach. Wszystko to w absolutnie przyjaznej atmosferze.
Tym razem impreza przebiegła bez większych zgrzytów. No może poza jednym, konkursy prowadzono czasami w tym samym momencie co panele dyskusyjne, a ponieważ z braku miejsca jedno i drugie odbywało się na dwóch różnych końcach sali – kibice okrzykami radości potrafili niekiedy zagłuszyć prelegenta (podobnie było w zeszłym roku). Niemniej, Pixel Heaven 2014 to wykonało znaczący skok jakościowy. Impreza bardzo szeroko traktuje tematykę komputerów, skupiając się na magicznym połączeniu zabawy z biznesem. Szczęśliwie, więcej w tym tego pierwszego. Było ciekawie, było sentymentalnie, a kto chciał mógł potraktować swoją wizytę bardziej „rozrywkowo”, do czego też były warunki. Zwłaszcza, że goście specjalni bardzo chętnie integrowali się z odwiedzającymi. Można więc było bezproblemowo spożyć zimny napój dowolnego typu z idolami młodości. Podpytać o stare tajemnice, uścisnąć dłoń i... wspólnie zaśpiewać. A tak, bo w trakcie łączącej dwa dni imprezy nocy, Jon „Jops” Hare miał swój koncert, na którym cała sala śpiewała stary przebój z gry Cannon Fodder - „War never been so much fun”.
Parafrazując, retro has never been so much fun :-)
Zdjęcia:
- Kolor: Paweł Stefański
- B&W: Świnioklub Schizerstwa Polskiego
|