Twoje PC  
Zarejestruj się na Twoje PC
TwojePC.pl | PC | Komputery, nowe technologie, recenzje, testy
M E N U
  0
 » Nowości
0
 » Archiwum
0
 » Recenzje / Testy
0
 » Board
0
 » Rejestracja
0
0
 
Szukaj @ TwojePC
 

w Newsach i na Boardzie
 
TwojePC.pl © 2001 - 2024
RECENZJE | Mokry sen muzykomaniaka? Recenzja Brainwavz HM9
    

 

Mokry sen muzykomaniaka? Recenzja Brainwavz HM9


 Autor: NimnuL | Data: 03/01/14

Mokry sen muzykomaniaka? Recenzja Brainwavz HM9Nastała era designerskich słuchawek przenośnych – co do tego nikt nie powinien mieć wątpliwości. Świat, w którym wygodnie rozpanoszyły się 'beats'y', nie gwarantuje im jednak wyłączności. Czując forsę nosem, inni producenci wyłożyli swój towar na półki. Nawet Sennheiser nie mógł oprzeć się pokusie i wpuścił w obieg model Momentum On-Ear, cieszący oko wzornictwem, okraszonym kolorami tęczy. Nie musieliśmy zatem długo czekać również na odpowiedź Brainwavz, który to dopiero co zaprezentował swoją propozycję na miasto - model HM9. Mając na uwadze pułap cenowy, w którym znajdują się te słuchawki oraz ich główne przeznaczenie, nie mogę powstrzymać się, i nie porównać ich do Creative Aurvana Live!2 tak niedawno u nas zaprezentowanych. Poprzeczka jest dość wysoko, czy Brainwavz da rade jej nie trącić? HM9 bierze rozbieg... Zapraszam.

Na miarę

Strona producenta: www.yourbrainwavz.com Polska wersja witryny brainwavz.pl nie doczekała się jeszcze aktualizacji dot. najnowszego modelu.

Parametry techniczne HM9 przedstawiają się przyzwoicie i obiecują dość sporo. Oba przytoczone tutaj modele to nieco różniące się od siebie konstrukcje. Brainwawz będący modelem nausznym z pewnością zapewni całkowicie różne doznania w stosunku do CAL!2, okrywających całe małżowiny uszne.


(kliknij, aby powiększyć)

Firmy Brainwavz mam nadzieję nie muszę nikomu przedstawiać. Na łamach naszego serwisu zaprezentowałem już takie modele jak HM3, HM5 oraz dokanałowe R1 oraz B2. Każdorazowo zasługiwały przynajmniej na uznanie i uwagę. Niestety praktyka z przeszłości ujawniła, że Brainwavz radośnie uprawia praktykę zwaną rebrandingiem, czyli sprzedawaniem cudzych konstrukcji pod własnym logo. W rezultacie HM3 można było spotkać także pod marką Maxell w modelu Retro DJ (w efekcie to i tak rebrand Yoga) w ponad trzykrotnie niższej cenie, a bardzo lubiany model HM5 występuje również w nieco tańszych odsłonach pod marką Yoga, Fischer Audio lub NVX. Innymi słowy na pierwszy rzut oka trąca chińszczyzną i wprowadza u klienta niepewność, i powątpiewanie w sensowność zakupu lub uzasadnienie ceny. Ale wcale tak nie jest. Od czasów modeli HM3 oraz HM5 nic się jednak nie zmieniło. Dogrzebałem się do wiarygodnych informacji wskazujących na to, że również HM9 to nic innego jak Yoga X02


Yoga X02


(kliknij, aby powiększyć)

Wygląda znajomo? Nie udało mi się dotrzeć do informacji dotyczącej ceny owej Yogi, w chwili obecnej nie wygląda na to, by model X02 był dostępny dla klienta indywidualnego, ale z czasem może się to zmienić, być może inny producent również weźmie ten model pod swoje skrzydła.

Należy się kilka słów wyjaśnienia, bo rebrand może nasuwać negatywne wnioski. A zatem jeśli chodzi o samą firmę Yoga Electronics, to nie jest to nowy twór mieszczący się gdzieś w Azjatyckim garażu, a dość spory i poważny producent zaopatrujący w mikrofony i słuchawki OEM/ODM takie firmy jak SONY, JVC, Panasonic, Sanyo, Hitachi, Sharp oraz wiele innych (kto się oficjalnie przyzna?) przez ponad 28 minionych lat. Jest więc niemała szansa, że nieświadomie używaliście lub używacie sprzętu tego producenta.



Na oko




(kliknij, aby powiększyć)

Brainwavz trzyma niezmiennie wysoki poziom w kwestii wyposażenia swoich produktów, niezależnie od tego czy są to dokanałowe maleństwa, czy duże słuchawki domowe. Na liście standardowo dołączanych akcesoriów znalazły się tu aż trzy przewody, w tym dwa o długości 1,2m (~20g każdy) oraz jeden długi na 3m (35g). Do tego pozłacane wtyki Jack 3,5mm oraz aluminiowe ich obudowy. Płaski przewód w postaci tasiemki 5x1mm pokryty jest gumową osnową o stosunkowo śliskiej powierzchni, co skutecznie zmniejsza podatność na irytujące plątanie się kabla. Na przewodzie o okrągłym przekroju, 14cm od słuchawki, umieszczono niewielki pilot (3cm długości) z wbudowanym mikrofonem oraz przyciskiem odbierającym/kończącym rozmowę telefoniczną. Wyposażenie standardowe zamyka adapter lotniczy oraz porządny, sztywny pokrowiec wraz z paskiem umożliwiającym jego noszenie. Czy można tu kręcić nosem? Ja zakręcę. Brakuje mi tu dodatkowego kompletu padów oraz przejściówki na Jack 6,25mm. Cóż, Brainwavz sam jest sobie winien - rozpieścił nas w przypadku modeli HM3 oraz HM5, w których to dodatkowa para padów jest dołączana. Zastosowano tu dokładnie taki sam system mocowania wtyku w gnieździe słuchawki jak miało to miejsce w HM5 - czyli autorski zatrzask wraz ze specjalnie profilowaną wtyczką.


(kliknij, aby powiększyć)

Zapewnia to bardzo trwałe połączenie ze słuchawkami, ale utrudnia zastosowanie własnego przewodu, gdyż wymaga użycia wtyczki o mniejszym przekroju.


(kliknij, aby powiększyć)

Projektanci Yoga Electronics wykonali dla Brainwavz kawał fajnej roboty w kwestii ogólnie pojętego wzornictwa. Słuchawki oparto na masywnie wyglądającym pałąku oraz grubym aluminiowym elemencie, ładnie komponującym się z muszlami. To, w połączeniu z puchatymi padami oraz sporą puszką słuchawki sprawia wrażenie sprzętu rodem z przemysłu ciężkiego. Nie jest to tylko odczucie wizualne. Położenie ich na wadze skutkuje pojawieniem się trzech cyfr na jej wyświetlaczu: 348g. Bez przewodu! To aż 100g więcej niż CAL!2 i około 20g więcej niż i tak już przesadnie ciężkie, domowe NuForce HP-800. To istne szaleństwo jak na słuchawki przenośne, podobnego grzechu dopuścił się Monster ze swoim N-Pulse, ale do wyniku HM9 i tak brakuje mu jeszcze kilkunastu gramów.

Zastosowano tutaj bardzo grube i miękkie poduszki, o średnicy zewnętrznej wynoszącej 81mm, pokryte elegancko odszytą skórą syntetyczną. To jak dotąd najbardziej puszyste nausznice z jakimi się dotąd spotkałem. Głębokość otworu wewnętrznego wynosi aż 25mm, a jego średnica to 42mm – taki rozmiar pada czyni z nich słuchawki nauszne dla większości osób. Obudowa wraz z poduszką ma grubość 52mm, czyli 2mm więcej niż w CAL!2 oraz Monster N-Pulse. Pałąk umożliwia skokową (9 stopni = 31mm) regulację rozmiaru - w moim przypadku wystarczy czwarty-piąty ząbek z tego zakresu, a to daje spory margines rozmiaru w każdym kierunku. Drążąc dalej kwestię dopasowania, warto zauważyć, że muszle umożliwiają regulację kąta tylko w osi pionowej. Krzywizny poziome muszą być zrekompensowane miękkością poduszki. Nie jestem zwolennikiem nadmiernej sztywności słuchawek, ale tutaj to rozwiązanie zdaje się funkcjonować nad wyraz dobrze.

System mocowania poduszek jest analogiczny do tego znanego z HM5. Pady zamontowano na pierścieniu (87mm średnicy) - zdejmuje się je poprzez przekręcenie. To bardzo eleganckie i szybkie rozwiązanie. Niestety w chwili obecnej na wolnym rynku nie znalazłem wymiennych nausznic dedykowanych do HM9, co jednak w przyszłości może się zmienić. A jeśli to nie nastąpi, to na pewno można dopasować tu inny model poduszek, ich średnica jest dość standardowa wśród słuchawek.

System składania HM9 jest dość prosty i polega na złożeniu nauszników wraz z częścią pałąka do jego wnętrza. Zastosowane tutaj zawiasy są plastikowe, ale masywne, z metalową szpilką w środku. Całość sprawia po prostu pozytywne wrażenie nie nasuwające myśli, że mechanizm rozpadnie się 12h po zakończeniu gwarancji. Niestety producent nie pokusił się o zainstalowanie jakiegokolwiek systemu blokady, przez co słuchawki składają się samoczynnie przy każdej możliwej okazji – zawiasy nie stawiają najmniejszego nawet oporu. Mam też zastrzeżenia co do mocowania muszli do pałąka. Są one zainstalowane bardzo luźno, nie stawiając żadnego oporu. Powoduje to, że plastikowe obudowy słuchawek klekoczą wydając z siebie plastikowy, głuchy dźwięk. Oczywiście zjawisko to występuje tylko podczas przenoszenia HM9, ale obniża to ogólne wrażenie jakościowe, nasuwając myśl, że mamy do czynienia z plastikową wydmuszką. A przecież nie jest to zgodne z prawdą, bo według mnie są to jedne z najsolidniej zaprojektowanych słuchawek z jakimi się dotąd spotkałem. Na pochwałę zasługuje ogólny projekt HM9 oraz ich wykonanie w środku. Wnętrze muszli wyłożono matą wygłuszającą. Podobnie potraktowano też HM5.


(kliknij, aby powiększyć)

Brainwavz HM9 są zdecydowanie masywniejsze i większe niż np. CAL!2. Szeroki pałąk wraz z grubym padem nadaje im bardziej charakter domowy niż przenośny.


(kliknij, aby powiększyć)





Na czuja


(kliknij, aby powiększyć)

Zacznę jak zwykle od bardzo istotnej dla mnie i myślę, że nie tylko dla mnie, sprawy - wygody użytkowania. Miałem co do tego spore obawy pamiętając miażdżące głowę HM5 oraz mocno uwierające HM3. HM9 to klasyczna konstrukcja dociskowa-nauszna, ale tym razem dobrana wartość siły jest właściwa. Jestem na tym punkcie dość wrażliwy, ale wrażenia tutaj oferowane mieszczą się w górnym zakresie mojej ogólnej tolerancji. Jest on tylko nieznacznie większy niż np. w Monster N-Pulse, natomiast rozkłada się on bezboleśnie na uszach dzięki wspomnianym już, puchatym nausznikom. Noszenie okularów, nawet tych w grubszych oprawkach nie wpływa negatywnie na komfort. Poduszki są bardzo adaptacyjne - szczelnie układają się wokół nierówności. Do wrażeń związanych z ogólnym komfortem, a oferowanych przez CAL!2 jest jednak jeszcze kawałek, choć nie duży. Solidny docisk oraz duża powierzchnia nausznic skutkuje natomiast świetną izolacją akustyczną zarówno w stronę do słuchacza jak i na zewnątrz. Poziom oferowanego tłumienia jest bardzo wysoki i plasuje się pomiędzy tym znanym z HM5, a N-Pulse. Efekt ogólny jest zbliżony do szczelnego nakrycia uszów wewnętrzną stroną dłoni. CAL!2 w tej kwestii nie nawiązują nawet kontaktu wzrokowego z HM9. Z tego też powodu Brainwavz znacznie lepiej niż Creative sprawdzą się w głośnym otoczeniu lub wówczas, gdy nie chcemy dzielić się muzyką z otoczeniem.

Stosunkowo mocny docisk oraz spora waga nie pozostają obojętne podczas dłuższych odsłuchów. Małżowiny uszne zaczynały mnie boleć już po około 1,5h, a pierwsze oznaki zmęczenia pojawiały się po zaledwie godzinie. Po tym czasie musiałem fundować sobie kilkunastominutową przerwę. Ale to nic nie szkodzi, bo gdyby nie zmęczenie uszu to na pewno ich zawilgocenie zgoniłoby HM9 z mojej głowy. Kwestia wentylacji prezentuje się typowo jak na dociskową konstrukcję nauszną – ucho się po prostu poci i trzeba to zaakceptować lub zrezygnować z zakupu tego typu słuchawek. W kwestii długich odsłuchów jest zatem znacznie lepiej niż w HM3 i HM5, ciut tylko gorzej niż w N-Pulse ale znacznie słabiej niż w CAL!2.

Wspomniana już waga wiąże się wyraźnie z bezwładnością słuchawek, a to oznacza, że gwałtowne ruchy głowy mogą spowodować ich przesunięcie, a nawet spadnięcie. Według mnie konstrukcje przenośne przeznaczone na miasto nie powinny przekraczać 300g, a mistrzem w tej kwestii jest stary, poczciwy CAL! ważący zaledwie 210g lub jeszcze lżejszy i szalenie wygodny Edifier H850.

Dobrze, nagadałem się na tematy ogólne, a jeszcze ani słowa nie napisałem na temat najważniejszy …



Na ucho

Słuchawki podłączałem do następujących urządzeń: FiiO E09i + iPod Nano 4G, FiiO E07K Andes (jako USB DAC), iPod Nano 4G (na mieście), iAudio F1 (na mieście) oraz karta dźwiękowa wbudowana w Dell Latitude E5430 a także sprzęt stacjonarny: Denon AVR1906 + DVD-1920. Pliki dźwiękowe to CDAudio, FLAC (również 96kHz/24b), AAC oraz MP3@196-320kbps. We wszystkich przypadkach EQ był wyłączony.

Trudno powiedzieć czy HM9 wymagają porządnego wygrzewania i czy na to w ogóle zareagują. Ja w to zjawisko nie do końca wierzę, co nie oznacza, że ono nie istnieje. Aby zatem nie pozostawić sprawy przypadkowi, Brainwavz grały przez około 50h bez przerwy zanim porządnie wziąłem je w obroty.


(kliknij, aby powiększyć)

Brainwavz HM9 poza sporą dawką zabawy, zagwarantował mi również niemałą zagwozdkę. Gdy usiadłem z nimi przy stoliku, zapisałem dwie strony A4 swoimi spostrzeżeniami. I to w ciągu pierwszej godziny użytkowania. Po założeniu słuchawek na uszy, pierwsze co przykuło moją uwagę to uczucie odizolowania od otoczenia. To dobrze, będę sam na sam z dźwiękiem. Tak też powinny zachować się słuchawki zaprojektowane na miasto, i tak nie zachowują się CAL!2. Słuchawki podłączone, lampka zasilania na wzmacniaczu zabłysła, głośność wyregulowana. Włączam odtwarzanie. Rozczarowanie, ale nie klapa. Spodziewałem się natomiast czegoś zupełnie innego niż w efekcie usłyszałem. Ale po kolei. Galopując przez kolejne utwory i gatunki zacząłem robić dokładne notatki, przy okazji odnosząc się do tego, co słyszę w CAL!2 poprzez porównanie A-B. Wyciągnąłem również moje stare notatki z przygody z Monster N-Pulse. No to lecimy.

Uwaga: jest to dłuższa wersja opisu dźwięku, czytelników wolących konkrety w kilku zdaniach odsyłam kawałek niżej.

[ wersja długa ]

- bas

Od HM9 spodziewałem się wystrojenia dźwięku, który znałem z Monster N-Pulse – mocnego, ciepłego, bardzo dynamicznego, ale przyjemnie muzykalnego. Tu jest inaczej i szczerze mówiąc nie wiem co w związku z tym producent chciał osiągnąć. Jedno jest pewne – nie ma Beatsowania. Uff. Trochę brakuje mi tu jednak spójności w ogólnej charakterystyce i sposobie prezentacji. Pod względem barwy dźwięku, HM9 to słuchawki grające gęsto i ciemno, ale nie ma w tym przesady. W dodatku są mało przewidywalne i trudne do ogarnięcia. Docierający do mnie bas jest masywny, wyraźnie dociążający resztę pasma ale raczej nie natarczywy, choć czasem pojawia się częściej niż bym sobie tego życzył. Jakby przenieść tą analogię do świata głośników, porównałbym to dobrze zestrojonego zestawu dużych głośników podłogowych z masywnym subwooferem w zestawie. Co więcej, prezentowany bas jest jakościowy, dość szybki, krótki i głęboki. Monster N-Pulse oraz CAL!2 mają inną charakterystykę, w porównaniu do HM9 trochę jakby dojrzalszą, ciut lepiej zdyscyplinowaną. W Creative tony niskie zdają się jednak ciut dłużej wybrzmiewać, choć nie schodzą tak nisko. To też potwierdził generator dźwięku, którym przez chwilkę się pobawiłem. Pomimo, że na papierze zarówno HM9 jak i Live!2 dają głos już od 10Hz, to w rzeczywistości niepokojące dudnienie w B pojawia się już przy 14Hz, kiedy to C odzywa się 3Hz wyżej.
tak wiem, to nie tyle bezpośredni dźwięk z głośników, co z pewnością efekt rezonansu wewnątrz muszli - tak niskie dźwięki bardziej się odczuwa, a nie słyszy, bo przekraczają możliwości ludzkiego ucha
Wygląda na to, że wytłumiająca mata wewnątrz muszli HM9 zdaje egzamin. Takie granie świetnie sprawdziło się to np. w utworze „Lmdkv” - Prodigy & Alchemist (Albert Einstein), w którym to bas miał szansę pięknie zabłyszczeć. Jeszcze lepiej sprawdził się w „Survival” Eminem - The Marshall Mathers LP2. Prezencja basu HM9 jest tu nad wyraz udana. Ogólnie taką charakterystykę dołu traktuję jako zaletę w kontekście słuchawek na miasto. W domowym zaciszu, nie do końca to pasuje, choć to też kwestia upodobania.

- średnica

Środek okazuje się być ciut mało przejrzysty, trochę cofnięty. Jest tu mało życia, iskrzenia i tego czegoś co stawiłoby czoła basowej masie. Pod tym względem HM9 trochę ustępuje pola CAL!2, które pomimo subtelnego cofnięcia tej części pasma podsuwa pod ucho większą dawkę żywiołowego grania. Dobrze słychać to na przykładzie np. „New York City” w wykonaniu The Peter Malick Group (Feat. Norah Jones), w którym to opieszały środek w Brainwavz otulony jest w basowej linii. Podobnie jest w „Hey Ahab” Elton John and Leon Russell (The Union), w którym ciężki dół potrafi się wygubić jak dziecko we mgle przy okazji zabierając ze sobą detale. Za to już „The Monster (feat. Rihanna)” z najnowszej płyty Eminema brzmi bardzo przyzwoicie i technicznie, i muzykalnie, z melodyjną nutą głosu Rihanny - czysto i przyjemnie. No właśnie, wokale reprodukowane przez HM9 brzmią bardzo naturalnie i nad wyraz ciekawie, z właściwą chropowatością lub czystością i gładzią - jeśli potrzeba. Na tym według mnie nawet muszka owocówka nie siada. Ten brak spójności i przewidywalności rezultatu jest jednak trochę irytujący. Jedne utwory brzmią bardzo dobrze, a następne już przeciętnie lub poprawnie – bez emocji. Scena i separacja już jednak kuleją konsekwentnie, o czym za momencik.

- góra

HM9 zachowują się konsekwentnie również w stosunku do góry pasma. Nie męczy - choć jest minimalnie uwydatniona, ale też nieszczególnie cieszy. Skrzypce brzmią poprawnie, ale smyczek nie iskrzy. Wysokie soprany w „Act 1 - No, no, no v'e” z Kopciuszka Rossiniego brzmią tak sobie, bez przekonania, z niewielką dawką życia. Ponownie brakuje kontaktu ze słuchaczem i przejrzystości. Jest poprawnie, po prostu – to zbyt mało, bo przecież konkurencja potrafi lepiej. W tej kwestii Live!2 kładą tego Brainwavza w niemal każdym utworze. Creative oferuje trochę więcej szczegółów, jaśniejszych, lepiej zrównoważonych, lepiej podanych, ciekawszych. Między innymi z opisanych powyżej powodów przeżyłem małe rozczarowanie - zwyczajnie po słuchawkach za blisko 600zł spodziewałem się większej dojrzałości grania i lepszego dopracowania technicznego. Żeby nie było nieporozumień, nie ośmieliłbym się użyć słowa ‘źle’ w stosunku do Brainwavz HM9, bo byłoby to krzywdzącym nadużyciem, żeby nie powiedzieć – parszywym kłamstwem. Mając jednak na uwadze pułap cenowy, robię się wybredny, a moje oczekiwania zwyczajnie rosną.

- scena i separacja

Największy problem HM9 wykazują w reprodukcji sceny – zdecydowanie brakuje tu powietrza. Dźwięk jest ciasny, bliski słuchacza, a jednocześnie brakuje wyraźnej separacji. Doskonale słychać to w utworze „Human” zespołu Daughter z płyty If you leave, w którym to niemałą sztuką jest wyłapanie poszczególnych instrumentów i ich umiejscowienia. CAL!2 nie są pod tym względem królem podwórka, ale radzą sobie nieporównywalnie lepiej. Brainwavz kreuje scenę bardzo blisko, trochę po bokach, trochę z przodu – tuż przy nosie. Słuchanie np. utworów fortepianowych w wykonaniu Rafała Blechacza nie pozwala sądzić, że siedzimy w pierwszym rzędzie filharmonii, a raczej że mamy głowę w pudle rezonansowym. Odczuwam też niedosyt w pozycjonowaniu źródeł oraz wielu wokali w jednym utworze, przykład: „I'm In Love With My Car” – Queen Rock Montreal. CAL!2 jest dokładnym przeciwieństwem tej charakterystyki – gdy w utworze śpiewa dwóch wokalistów, dokładnie słychać, że oba głosy nie dochodzą z tego samego punktu w przestrzeni. „Kołysanka Konopna” Kapeli ze Wsi Warszawa, czyli „Aaa kotki dwa sare bure łobydwa …” zaśpiewane na kilka głosów to orzech, którego HM9 nie były w stanie zgryźć. Tak bliskie i ciasno upakowanie granie jak w HM9 ma jednak swoje zalety na mieście – w zgiełku, dźwięk dotrze do nas niezakłócony, stanowiąc w ten sposób materiał lepszy w odbiorze. W kontekście grania poza domem, na mieście, w biurze, Brainwavz są najlepszymi słuchawkami z jakimi dotąd miałem styczność. CAL!2 sprawdzą się natomiast znacznie lepiej w domowym zaciszu lub wszędzie tam gdzie jest w miarę cicho, a my od dźwięku wymagamy przestrzeni, pozycjonowania i realizmu przekazu.

- szczegóły

To również coś, w czym Brainwavz nie czuje się najlepiej. Niektóre mikrodetale potrafią się nieco wygubić lub są trudniejsze do wyłapania. Za przykład może posłużyć „Corned Beef City” zagrany przez Marka Knopflera na nowej płycie Privateering, w którym to kilka drobiazgów w tle umyka uwadze, kiedy to w CAL!2 słychać je jak na dłoni. Listę utworów mogę mnożyć: „Ederlezi (Scena Duredecdana Na Rijeci)” Gorana Bregovica brzmi fajnie technicznie, ale spora garść mikrodetali była wyraźnie wycofana, co doskonale słychać we fragmencie, w którym płynie woda. „Attaboy” z płyty The Goat Rodeo Session powinien już w pierwszej sekundzie zalać nas szczegółami, drobnymi szarpnięciami strun i otarciami smyczków – HM9 zagrał to świetnie, ale z wyraźnym umiarem. Nie inaczej słuchawki zachowały się w „Heartbeat (Naja & Natu Incarnated Chant)” Kapeli ze Wsi Warszawa – istny festiwal detali, pozycjonowania i przestrzeni, który nie rozwinął jednak skrzydeł na HM9. Ale ponownie, należy mieć na uwadze główne zastosowanie tego modelu.

- muzykalność

To jest dla mnie najistotniejszy punkt, bo analiza poszczególnych fragmentów pasma nie oddaje efektu końcowego. Często bardzo dobrze grające, technicznie dopracowane słuchawki są nudne i niemuzykalne, jakby robiły łaskę, że w ogóle się odzywają. Taki dźwięk odtwarzany z paluszkiem do góry i zadartym noskiem. Tu Brainwavz HM9 trochę się reflektuje – słuchawki garną się do grania - to słychać i czuć, producent chciał zapewne by bawiły dźwiękiem i to też czynią. Czasem trochę nieudolnie i jakby z wymuszeniem, ale jednak dostałem sporą dawkę radosnego plumkania. Niestety umiarkowana przejrzystość dźwięku i trochę powolne zbieranie się do śpiewu obniża ogólną atrakcyjność rozrywki. Po prostu czuć, że chcą, ale nie do końca mogą. Jakby miały założony kaganiec. Myślę, że jest to obiecująca baza dla innego modelu słuchawek, może drobnymi zmianami konstrukcyjnymi da się uzyskać coś, co oczaruje w pierwszej sekundzie. Może uda się to także uzyskać niewielkimi modyfikacjami (inna mata wygłuszająca, inne pady …). Tak czy siak, kolejny punkcik dla CAL!2. One chcą i mogą.

A teraz podsumowanie tego co napisałem wyżej.

[ wersja krótka ]

Brawinwavz to słuchawki ciemne, trochę leniwe i grające bardzo bliskim, ciasnym dźwiękiem. To charakterystyka skrojona na miarę odsłuchów na mieście i doskonale się tam sprawdzająca - nic nie umknie naszym uszom. HM9 radują dźwiękiem w głośnym tramwaju oraz podczas przechadzki w godzinach szczytu przy ruchliwej ulicy. Sprawdzone w praktyce. Podczas spaceru z CAL!2 niemal natychmiast straciłem kontakt z muzyką, nie mogłem się na nim skupić. HM9 pompuje dźwięk wprost do kanału słuchowego, czemu dodatkowo sprzyja właściwa izolacja akustyczna. Nie zawsze sprawdzi się to jednak w domowym zaciszu. Dźwięk jest trochę mało przejrzysty, tylko umiarkowanie szczegółowy, bez odpowiedniej przestrzeni i spodziewanej muzykalności. Jest dynamiczny i mocny – tego nie mogę mu odmówić. Świetnie radzi sobie w ciężkim graniu rockowym, muzyce elektronicznej oraz każdym utworze, w którym zejście mocnego basu jest pożądane. Na szczęście nie są to bezmyślne słuchawki basowe. Jest tu umiar i techniczne wyczucie, którego wielu konstrukcjom brakuje. Ogólny niedosyt jednak pozostaje. Jeśli nie mówimy o odsłuchach poza domem to jednak Creative Aurvana Live!2 pod wieloma względami wypadają lepiej. Dociążona linia basowa i bliskie granie HM9 wyjątkowo dobrze sprawdza się natomiast podczas oglądania filmów. Potężne tąpnięcia znacząco urozmaica rozrywkę obsypując nas kolorowym konfetti, a kwestie mówione są świetne w odbiorze, uwydatnione i kapitalnie zgrywają się z obrazem. Muzyka filmowa rozbrzmiewa z dużą dawką werwy i energii. Minimalnie gorzej HM9 sprawdza się w grach. Wspomniane już mocne zejście dźwięku jest na plus, bez dwóch zdań. Trochę słabe pozycjonowanie i niewielka przestrzeń utrudnia jednak rozgrywkę oraz precyzyjną lokalizację źródeł. Sytuacja wygląda tak, że kiedy ja już na słuch namierzyłem przeciwnika, to on miał mnie już na muszce. Dźwięki sportowych silników są jednak urzekające, a solidna, rozrywkowa muzyka stanowiąca tło do pościgów dopełnia dzieła.

[ / wersja krótka ]

Słowo o napędzeniu tych słuchawek. Brainwavz grają wyraźnie głośniej niż CAL!2 oraz Nuforce HP-800, czego uzasadnienia nie znajdziemy w tabeli specyfikacji. Różnica wynosi około 4-5 punkty głośności na skali FiiO E07K Andes. HM9 nie wymagają stosowania wzmacniacza słuchawkowego, według mnie praktycznie nic w ten sposób nie zyskują. I bardzo dobrze. Nie narazi nas to na dodatkowe koszty. Brainwavz gra konsekwentnie prosto z wyjścia telefonu, odtwarzacza i karty dźwiękowej.

Mam nadzieję, że omówiłem temat dostatecznie jasno. A teraz tradycyjnie już dorzucam słuchawki do mojego bardzo osobistego rankingu.


(kliknij, aby powiększyć)

Pokazuje on przydatność różnych modeli w poszczególnych zadaniach. Modele słuchawek ustawiłęm w kolejności od najtańszych do najdroższych w prawym kierunku. Na ocenę końcową wpłynęły przede wszystkim moje ogólne upodobania (jasne, przestrzenne granie) i wrażenia z odsłuchu muzyki, jaką słucham na co dzień. Pod uwagę biorę nie tylko aspekty czysto techniczne, ale również dawkę zabawy dostarczoną przez słuchawki również w kontekście ceny i przeznaczenia konstrukcji.



Na koniec

Brainwavz HM9 sprawdzą się więcej niż bardzo dobrze w roli słuchawek na miasto. Co ja będę ukrywał, poza domem czują się jak ryba w wodzie. Nie tylko wyglądają ciekawie, co z pewnością nie jest bez znaczenia dla wielu osób lubiących „pokazać się” w towarzystwie, ale ucieszą także ucho. Są również piekielnie solidnie wykonane, a zatem powinny przetrwać nieustanne noszenie, również w plecaku. Brainwavz oferuje lepszą izolację akustyczną od otoczenia niż ustanowiony standard, a bardzo bezpośredni i rozrywkowy dźwięk poprawia odbiór muzyki w ruchu. Ogólne wrażenia oferowane przez HM9 są zdecydowanie powyżej solidnego standardu ustanowionego przez duże, zamknięte słuchawki przenośne, nawet te droższe i kolorowe nauszniki by dr Dre. Ciemny, mocny dźwięk fajnie sprawdza się w głośnej muzyce typu hip-hop, pop, trance, dance, elektronicznej oraz wszędzie tam gdzie ogólnie pojęty bas powinien uderzyć w nasze uszy z siłą kowalskiego młota. Nie są to jednak słuchawki dla osób wymagających od dźwięku precyzji, przestrzeni, muzykalności i technicznego dopieszczenia. HM9 nie rozpieszcza słuchacza, ale też jest w stanie wzbudzić niemałe zainteresowanie i dostarczyć sporo pozytywnych emocji. W kontekście słuchawek do domu daleko im jednak do tego, co ogólnie potrafi zaoferować konkurencja w cenie do 600zł. Cóż, to nie są słuchawki bardzo uniwersalne, ale takich osobiście nie znam. HM9 to wysoce wyspecjalizowane nauszniki na miasto. I tak należy je traktować. Można je polecić jako drugą obok modelu domowego, choć z pewnością znajdą się osoby, którym charakterystyka dźwięku oferowana przez Brainwavz idealnie wpasuje się w gust na co dzień, również do domu - co do tego nie mam wątpliwości. Mam tylko bardzo duże wątpliwości czy blisko 600zł na słuchawki przenośne nie jest przypadkiem przesadą. Ale na to pytanie każdy powinien odpowiedzieć sobie indywidualnie.




  Sprzęt do testów dostarczyły firmy:

Sklep Audiomagic.pl      Sklep Audiomagic.pl