TwojePC.pl © 2001 - 2024
|
|
RECENZJE | Coś dla oka, coś dla ucha - test Edifier R1100 oraz R1700BT |
|
|
|
Coś dla oka, coś dla ucha - test Edifier R1100 oraz R1700BT Autor: NimnuL | Data: 21/11/14
|
|
W to mi graj
Za platformę testową posłużył FiiO E07K Andes oraz FiiO E10K Olympus 2, a także iPod Nano 4G oraz karta dźwiękowa wbudowana w nowoczesny notebook. Komunikację BT sprawdziłem przy użyciu Samsung Galaxy Trend Plus oraz modułu wbudowanego w notebook. Plikami dźwiękowymi były MP3 (192-320kbps) oraz FLAC.
Głośniki sprawdziłem w różnych ustawieniach, symulując tym samym typowe przykłady konfiguracji dla niewielkich konstrukcji stereo.
Na pierwszy ogień poszedł model R1100. Wnioski nasunęły się dość szybko, a podobieństwo do brzmienia R1280T jest aż nadto oczywiste, choć według mnie R1280T grają minimalnie bardziej przejrzyście i dynamiczniej - tony niskie są ciut szybsze i bardziej sprężyste. Różnice uwypuklają się tym bardziej im bardziej rozkręcona jest głośność. R1100 dostają zadyszki w okolicy 75% swoich możliwości, podczas gdy R1280T zaczynają grymasić dopiero pod koniec skali. Trudno powiedzieć z czego wynika owa różnica. Potencjonalnym winowajcą może być zmiana w budowie samej skrzyni (materiał – płyta wiórowa vs. MDF oraz położenie otworu BR). Wracając jednak do R1100, rezultat można ująć krótko: dźwięk jest większy niż można się tego spodziewać oceniając książkę po samej tylko okładce. To jednak głośniki do bliskiego grania, świetnie sprawdzające się na biurku, w bliskim polu. Fizyczne rozmiary tych kolumienek zresztą umożliwiają taką konfigurację. Głośniki grają przy tym dość bezpośrednio, z przestrzenią zwartą i tylko trochę odsuniętą do tyłu oraz szerzej na boki. Środek i góra są elegancko wyeksponowane, ale nie przerysowane. Sylabizowanie przy rozsądnym poziomie głośności nie występuje, a tony średnie i niskie nie chowają się za kocem nawet, gdy potencjometr basów powędruje na +50%. Z naturalnych względów z R1100 nie wydobywa się dźwięk opasły, choć subtelnego dociążenia im nie brakuje. Cóż - z fizyką się nie dyskutuje. O płaskim i nudnym dźwięku mowy też być nie może. Efektywne tony niskie zaczynają się w okolicy 70Hz, a zatem mamy do czynienia ze średnim basem, który to jest jednak dobrze kontrolowany. Dół można trochę podgonić przy użyciu potencjometru i nawet, gdy przesadzimy z ustawieniem, głośnik będzie nadążać z odpowiedzią. Środek i góra wdzięcznie wybrzmiewa w powietrzu, słychać tu niezłą ilość detali oraz umiarkowaną naturalność brzmienia. R1100 gra czysto i wyraźnie, brak tutaj szumów własnych wzmacniacza, wokale męskie i żeńskie są naturalne i przyjemne dla ucha, a poszczególne instrumenty umiarkowanie odseparowane. Jednym słowem – czarujące maluchy za bardzo rozsądną cenę. Jeśli chodzi o zastosowanie R1100, zdecydowanie wskazuję na biurko i bliskie okolice słuchacza, lub względnie ogólne nagłośnienie niewielkiego pomieszczenia. Poziom oferowanej głośności jest według mnie więcej niż wystarczający do codziennych odsłuchów. Charakterystyka grania sprawdzi się w większości gatunków muzycznych (z pominięciem tych, w których mocny bas odgrywa główną rolę), a także gry i filmy – w obu tych przypadkach dobrze kontrolowana scena uatrakcyjnia rozrywkę.
(kliknij, aby powiększyć)
Granie R1700BT nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem, a charakterystyka brzmienia jest tutaj analogiczna do tego, co można usłyszeć w R1600TIII. Mając na uwadze 66W deklarowanej mocy należy pamiętać o stosunkowo niewielkim rozmiarze skrzyni oraz samej membrany. Ponownie – fizyki się nie oszuka – taka konfiguracja nie jest w stanie wywołać potężnego ciśnienia akustycznego. Zestaw 2.1 o podobnej całkowitej mocy zaoferuje dźwięk z większym przytupem, ale do poziomu jakościowego Edifier będzie mu daleko. Po kolei jednak. Nie oznacza to, że dźwięk wydobywający się z tych głośników wyprany jest z dynamiki lub co gorsza z elementu rozrywkowego. Nic bardziej mylnego. W związku z tym jednak, że w rzeczywistości bas zaczyna grać efektywnie w okolicach 55Hz, mocnego łupnięcia w filmach lub mięsa w niektórych gatunkach muzycznych może brakować. R1700BT gwarantują dźwięk bardzo przyzwoitej jakości, dobrze zrównoważony i ze sporą dawką niewymuszonej muzykalności. Dolne pasmo jest bardzo dobrze kontrolowane, niezależnie od wysterowania głośności, średnica nie wycofuje się w istotny sposób, a góra nie kłuje w ucho. Całość prezentuje się w sposób klarowny, dynamiczny oraz naturalny, a także – co ważne - nad wyraz przestrzenny. Skoro już przy scenie jestem, warto mieć na uwadze, że te maluchy dobrze czują się stojąc w pobliżu słuchacza np. na biurku nie tylko ze względu na swoje fizyczne rozmiary, ale także przez wzgląd na charakterystykę grania. Otóż scena jest wyraźnie trójwymiarowa i przesunięta za głośniki w eliptycznej płaszczyźnie rozciągniętej na boki. Daje to szczególnie pozytywne wrażenia odsłuchowe w ciasnym otoczeniu. Miłośnicy cichego grania ucieszą się z pewnością z faktu, że Edifier świetnie radzi sobie także, gdy gra po cichu – bas nie usypia, a równowaga tonalna nie jest zachwiana. R1700BT grają dźwiękiem atrakcyjnym dla ucha, bez zbędnego koloryzowania przekazują muzykę w sposób szczegółowy i przejrzysty. Muzykalność słychać w każdym utworze, dla przykładu banjo w „Little Maggie” oraz bęben w „Rainbow” z najnowszej płyty Roberta Plant brzmią soczyście i przestrzennie. Nie inaczej jest np. w „Six Cold Feet” z jednej z płyt Hugh Laurie. Głos męski jak i żeński, trąbka, saksofon, fortepian … soul, rock, muzyka klasyczna, country, filmowa czy elektroniczna – nie znalazłem żadnego powodu do kręcenia nosem. Komunikacja Bluetooth działa tak jak powinna – nawiązanie połączenia jest niemal natychmiastowe, a zasięg wystarczający, by zakłócenia nie wdzierały się, gdy nadajnik znajduje się w tym samym pokoju. Należy jednak pamiętać, że w porównaniu do połączenia przewodem, słychać niewielką degradację w dynamice przekazu. Różnica jest subtelna, ale daje się wyłapać. Mimo wszystko nawet wówczas dźwięk sprawia przyjemność.
Jeśli chodzi o moc i głośność grania to nie mam prawa mieć zastrzeżeń i nie sądzę by ktokolwiek o sprawnie funkcjonującym zmyśle słuchu chciał przekraczać połowę możliwości tych głośniczków. W tym miejscu warto nadmienić, że wzmacniacz zbudowany jest w oparciu o dobre jakościowo komponenty, bo do naszych uszu nie dotrą najmniejsze nawet szumy własne elektroniki zaszytej w prawym głośniku.
W obu przypadkach przednie wyprowadzenie kanału bass reflex jest bardzo dobrym pomysłem, bo pozwala na upchnięcie głośników w ciasnym otoczeniu, półce lub ustawienie ich zaraz przy ścianie. Z tego samego powodu trafnym rozwiązaniem jest panel sterowania na bocznej ściance w R1700BT. Trochę szkoda, że u mniejszego brata pokrętła wypuszczono na tyle, choć z drugiej strony sytuację ratuje bezprzewodowy pilocik. A propos - mały kontroler działa tak jak powinien. Niewielkie rozmiary nie przeszkadzają w poręczności, same przyciski są natomiast miękkie. Jedyne zastrzeżenie mogę mieć do nabłyszczonej powierzchni, która łatwo się brudzi i rysuje.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|