Są odtwarzacze i jest iPod - test iPod Nano 4G Autor: NimnuL | Data: 10/10/08
|
|
Dźwięk, dźwięk ... dźwięk!
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
Początkowo bardzo sceptycznie podchodziłem do kwestii dźwięku w Nano. Okazało się jednak, że niesłusznie, a zagadnieniu dźwięku w tym wypadku warto poświęcić znacznie więcej uwagi.
Niemniej jednak wypowiadanie się na ten temat jest bardzo trudne, bo przecież wszystko zależy od tego jakich słuchawek użyjemy. Dlatego też posłuchałem co odtwarzacz ma do powiedzenia zarówno przez słuchawki dołączone do kompletu jak i Sennheiser PMX100. Co usłyszałem? Dwa różne światy.
Po dołączonych słuchawkach nigdy nie można spodziewać się wiele, i tym razem swojego podejścia nie ma sensu zmieniać. Niemniej jednak w tej kwestii jest zauważalnie lepiej niż u cenionej konkurencji takiej jak iriver czy iAudio. Jeśli miałbym postawić pchełki Apple w szeregu, znalazłyby się pomiędzy Sennheiser MX300, a 500. Gdzieś po środku. Krótko mówiąc, da się na nich słuchać muzyki i czerpać z tego przyjemność, co wbrew pozorom nie jest takim oczywistym stwierdzeniem. Spektrum reprodukowanego dźwięku jest szerokie. Tony niskie są dobrze wyczuwalne i stosunkowo głębokie jak na malutkie słuchawki douszne. Wyższe partie dźwięku brzmią całkim przekonująco. Dźwięk sprawia wrażenie naturalnego, zrównoważonego i co najważniejsze, bez plastikowych dodatków. Scena jest stosunkowo szeroka, a całość brzmi tak, że nie mamy odruchu by natychmiast wyjąć słuchawki z uszu. Po raz pierwszy spotkałem więc słuchawki zestawowe, które nie wymagają natychmiastowej wymiany aby móc cieszyć się dźwiękiem.
Pomimo tego jednak, Nano zachowa dla siebie to na co go tak naprawdę stać. Jeśli szukamy dźwięku mocnego, ciekawszego, z przysłowiowym ogniem, należy na uszy założyć coś lepszego. Ja do Nano przypiąłem nauszne Sennheiser PMX100. Odtwarzacz poczuł się więc nieskrępowany. Przeciągnął się, wziął głęboki wdech i ryknął. Na mych ustach pojawił się uśmiech, który gdyby nie uszy, owinąłby mi się wokół głowy. Dźwięk jakim poczęstował mnie Nano jest w stanie zadowolić wymagającego słuchacza. Jest wyraźnie lepszy niż ten znany z iAudio F1. Odtwarzacz Apple jest bardzo muzykalny, lubi grać i cieszy się muzyką wraz z właścicielem. Dźwięk jest bardzo dynamiczny, a tony niskie kapitalnie sprężyste i szybkie.
Jednocześnie nie można mówić o nadmiarze basu. W mojej opinii Nano gra naturalnie radząc sobie bardzo dobrze nie tylko z dołem, ale również średnicą i górą dźwięku. Do momentu kiedy piszę tą recenzję przesłuchałem około 30 albumów z płytami w jakości MP3 @320kbps VBR oraz bezstratnym formacie Apple (*.m4a). Repertuar jaki zagościł w pamięci Nano obejmował szeroki wachlarz gatunków począwszy od Jazz z Ellą Fitzgerald w roli głównej, poprzez Big Bandy (Duke Erlington, Count Basie), rock (Pink Floyd, Metallica), muzykę klasyczną (symfonie Beethovena, J.S.Bach), a skończywszy na muzyce filmowej, która była przekrojem przez większość pozostałych gatunków muzycznych. Po około 30 godzinach słuchania doszedłem do prostego wniosku. Nie mam się do czego przyczepić. Nano gra tak jak grać powinien. Bardzo czysto, dynamicznie i z pedantyczną wręcz precyzją.
Pod znakiem zapytania pozostaje jednak moc wyjściowa produktów Apple. Pomimo tego, że producent bardzo szczegółowo opisuje stronę techniczną swoich odtwarzaczy, nie znajdziemy tam wzmianki o mocy zainstalowanego w nich wzmacniacza. Powszechna opinia głosi jednak, że iPody grają cicho. To fakt. Nano nie jest tu wyjątkiem. Właśnie z tego względu miałem obawy, że odtwarzacz ten nie będzie w stanie poprawnie wysterować większych słuchawek. Na szczęście obawy okazały się niesłuszne.
Sennheiser PMX100 słuchawkami łatwymi do napędzenia nie są. Mają większą niż standardowe pchełki impedancję oraz są znacząco bardziej wymagające. Na szczęście Nano dogadał się z nimi bez problemu. Miłośnicy bardzo głośnego słuchania mogą się jednak zawieść na odtwarzaczu Apple. Maksymalne ustawienie głośności nie ogłuszy nas doszczętnie. Będzie bardzo głośno, ale można wytrzymać bez obawy o słuch. 100% głośności w Nano 4G można przyrównać do około 28/40 w iAudio F1. Na co dzień jednak suwak głośności ustawiałem w okolicach 75% co uważałem za całkowicie wystarczające do ciągłego słuchania muzyki podczas spacerów. Rzadko podkręcałem głośność powyżej 85%, a 100% ustawiałem tylko dla testów. Faktem jest, że zapas mocy rzędu 20% niektórym może wydawać się niewielki. Zwolennicy bardzo głośnej muzyki mogą pobawić się w programowe pogłośnienie utworów, co zostało opisane tutaj. Nie wiem na ile i czy w ogóle sposób ten wpływa na jakość dźwięku. Nie sprawdzałem tego, bo uważam to za zbędny zabieg i stosowany może być raczej bardziej dla uspokojenia ducha (świadomość, że zapas mocy jest większy) niż z rzeczywistej potrzeby.
Warto dodać, że Nano pomimo maksymalnego wysterowania dźwięku, gra idealnie czysto. Nie usłyszymy nawet najcichszych szumów własnych wzmacniacza czy też przesterowania. Wygląda na to, że Apple celowo ograniczyło maksymalny poziom głośności i pomimo, że suwak osiąga granicę, wzmacniacz ma jeszcze spory zapas mocy.
Spójrzmy jeszcze w stronę zdefiniowanych profili korektora dźwięku. Jest ich mnóstwo, bo aż 22. Znajdziemy tu ustawienia mające wpasować się w większość gatunków muzycznych, uwydatnić tony niskie lub wysokie, wokal, mowę, poszczególne instrumenty itp. Każdy powinien znaleźć tu coś dla siebie.
Co ciekawe, zdefiniowane ustawienia nie ingerują w muzykę w agresywny sposób. Zmiany są zauważalne, jednak nie odczujemy, że dźwięk uległ pogorszeniu jak to ma miejsce w przypadku mnóstwa konkurencyjnych odtwarzaczy. Pomimo tego osobiście postanowiłem wyłączyć korektor. To najbardziej trafia w moje preferencje. Nano gra znakomicie bez udziału żadnych dodatków.
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
Interfejs jest bardzo przejrzysty. Podczas odtwarzania muzyki, na ekranie widoczna jest okładka płyty (jeśli jest dostępna) oraz podstawowe informacje na temat nazwy utworu i albumu, paska czasowego (lub zamiennie: głośności, oceny utworu i sposobu odtwarzania), jak również aktualna godzina, tryb odtwarzania i poziom naładowania akumulatora. Gdy przechylimy odtwarzacz o 90 stopni na bok, wbudowany akcelerometr wykryje to i uaktywni funkcję nazwaną „Cover Flow”. Wyświetlone zostaną zapisane w pamięci albumy w postaci okładek. W tym trybie poruszanie się po kilkudziesięciu albumach jest bajecznie łatwe i efektywne. Funkcja ta działa idealnie płynnie i szybko, w przeciwieństwie do tego co miało miejsce w Nano 3G. Utwory i płyty można przeglądać także w tradycyjnym menu poprzez wybranie odpowiednich kryteriów.
Cover Flow jest nie tylko użyteczną funkcją, ale również bardzo efektowną. Elementy na ekranie przemieszczają się jakby były zawieszone w przestrzeni.
Właściwie najlepiej będzie jeśli zobaczycie jak to wygląda w rzeczywistości, bo słowami nie sposób to opisać. Steve Jobs zaprezentował niedawno m.in. to jak działa ta funkcja, oraz jak wygląda poruszanie się po menu. Również filmiki na Youtube to obrazują: video1, video2.
Na koniec warto zwrócić uwagę na sposób odtwarzania muzyki. Można to robić w kolejności porządkowej lub losowej, z powtórzeniem jednej piosenki lub całego albumu. Dodatkowo w samym odtwarzaczu możemy tworzyć playlisty, a nowością jest tu „Genius”, który w automatyczny sposób dobiera utwory na liście pasujące do aktualnie odtwarzanego kawałka.
Ciekawą i stosunkowo nową funkcją jest ‘Shake to shuffle”, zastosowana po raz pierwszy w iPod Touch. Po jej uaktywnieniu wystarczy, że potrząśniemy playerem aby ten zmienił utwór na inny, losowy. Mnie ta funkcja bawiła i interesowała przez pierwsze pięć wstrząsów. Po tym ją wyłączyłem. Zaletą tej opcji jest fakt, że raczej trudno włączyć ją przypadkiem. Podczas biegania czy przypadkowego puknięcia nie uaktywni się. Co innego jeśli Nano upadnie np. na dywan. Tak czy inaczej fajnie, że taka funkcja znalazła się w tym playerku, być może komuś przypadnie do gustu.
|