Test myszki: Razer Deathadder - happy hunting Autor: Spieq | Data: 06/08/07
|
|
Estetyka wykonania
Człowiek już nie pierwszej świeżości, a ciągle kręcą go gadżety... Pod względem wyglądu Razer zawsze prezentował się przynajmniej przyzwoicie (chyba najmniej przypadł mi do gustu niesławny Viper). Oczywiście tu zdania będą podzielone, ale z obserwacji da się wysnuć parę wniosków ogólnych. Przy okazji recenzji Kraita stwierdziłem:
Od razu zdradzę - Krait nie przebija pod względem estetycznym swojego poprzednika, Copperheada. Ten model jest wykonany naprawdę ładnie, ciekawe logo na grzbiecie, solidne wykończenie i parę wariantów kolorystycznych dla wymagających graczy. W przypadku Kraita nie mamy do czynienia z możliwością wyboru, obowiązuje nas jeden słuszny model.
W przypadku DeathAddera można by stwierdzić, że przebija on wszystko, co powstało wcześniej. Wracając do powyższego cytatu - w przypadku DeathAddera również nie spotkałem innego wariantu kolorystycznego, choć być może jest on (lub kilka) w planach. Podejrzenia mogą mieć podstawę - na pudełku widnieje niepozorny napis "Nova Blue". Jako że akurat niebieski jest moim faworytem, nie widzę sensu modyfikacji.
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
Zacznę od elementu najbardziej rzucającego się w oczu po podłączeniu myszki do zasilania - podświetlenie w kolorze niebieskim. W środku 2 diody podświetlają osobno rolkę i znak firmowy na grzbiecie myszki. Konieczny nadmienienia jest fakt, że charakterystyczne 3 węże świecą pulsacyjnie (choć, na szczęście akcja rozciągnięta jest w czasie). Logo stopniowo się rozświetla, by następnie trwać przez ułamek sekundy i analogicznie zgasnąć. Nie mamy tu do czynienia z dyskoteką, gdyż cały proces nie trwa sekundy, lecz ok. 8-9. Niektórym osobom taki przywilej estetyczny wyda się zbędny i producent... zdaje sobie z tego sprawę. Jeśli diody nie przypadną do gustu, można je dezaktywować programowo (sterowniki umożliwiają wyłączenie osobno podświetlenia rolki, jak i "glow logo"). Bardzo dobre posunięcie, niewątpliwy plus dla Razera.
Logo stopniowo jest podświetlane... (kliknij, aby powiększyć)
Intensywniej... (kliknij, aby powiększyć)
W pełnej krasie. (kliknij, aby powiększyć)
W przypadku Kraita takiej możliwości nie było i szkoda, bo pomarańczowe podświetlenie wygląda raczej nieszczególnie (bez tych świecidełek wygląda lepiej, choć one same w sobie nie są tak irytujące i nie oślepiają tak bardzo, jak w modelu Copperhead). DeathAdder nie posiada żadnych przezroczystych elementów, choć przez szpary przycisków dolnych światło diody może się przekraść - problem praktycznie nie istnieje, a ujawnia się tylko pod dużym kątem (nie mam zwyczaju grać z głową na podkładce).
DeathAdder nie ucieknie przed dalszymi porównaniami ze starszymi braćmi:
"Choinkowość" Kraita (podobnie, jak w Copperheadzie) skutkuje wyższą temperaturą całości. Szybki cytat: "Dlaczego tak to podkreślam? Otóż okazuje się, że te estetyczne gadżety są źródłem dodatkowego ciepła! Myszka oczywiście nie parzy, to nie kaloryfer itd. Taka sytuacja to byłby absurd. Jest to wyłącznie luźna uwaga, nie traktujmy tego w kategoriach plusów lub minusów". [o Copperheadzie]
Jeśli zdecydujemy się na aktywację diód, temperatura DeathAddera wzrośnie odczuwalnie (znaczniej niż w przypadku poprzedników - Kraita i Copperheada). Spotkałem się z jedną opinią użytkownika, który stwierdził, że DeathAdder "parzy". Oczywiście to przesada i nie ma tu podstaw, by temperatura stała się złym bohaterem rozdziału "Wygoda użytkowania".
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
Drugą, niezwykle istotną kwestią, jest wygląd najnowszego produktu Razera - wszak mamy do czynienia z myszką dedykowaną dla graczy praworęcznych, czyli nie uświadczymy w tym przypadku kanciastej symetrii poprzedników. Zmiana niesie ze sobą istotny aspekt estetyczny - DeathAdder prezentuje się ciekawiej od np. Copperheada. Jego opływowa budowa wzbudza zaufanie. Wygląd nie jest tak "agresywny", jak w przypadku wspomnianego wyżej Copperheada. Całość stonowana, wykonana w dwóch odcieniach czerni. Czarny kolor jest dominujący, chyba że zdecydujemy się na włączenie diód podświetlających na niebiesko. Jeśli nie, czeka nas towarzystwo mlecznej rolki i podobnej tonacji logo z wężami. Rozwiązanie dobre, nie powinno zbytnio podzielić społeczności graczy (jak np. w przypadku Logitecha G5, który dla mnie jest absolutnym faworytem rozgrywek estetycznych).
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
Dobrym rozwiązaniem wydaje się być konstrukcja składająca się z matowego grzbietu (pokrytego warstewką materiału gumopodobnego [?]) oraz połyskujących boków (lakierowany materiał). Projektanci DeathAddera wykazali się wyczuciem, wprowadzając elementy pozornie kontrastujące ze sobą - ostatecznie świetnie one współgrają. Boczne przyciski wykonane są z tego samego materiału, jaki składa się na boki gryzonia. Zatem ich obecność zdaje się być pełna dyskrecji (w końcu przydał się ten cytat z "Pani domu").
W przypadku recenzji Kraita wspomniałem: Krait to powtórka z rozrywki, ale równie dobra, jak w przypadku Logitecha G5 (podobne podekscytowanie towarzyszy oczekiwaniu na G3). Przymykam więc oko - dobre rozwiązanie zawsze będzie dobrym rozwiązaniem, a jak dochodzi do ulepszeń (a tak właśnie jest z Kraitem), to tym lepiej... Pod względem szkieletu myszki DeathAdder przypomina w znacznym stopniu Intellimouse Explorera 3.0, choć dla mnie prześciga on swojego starszego brata (w zasadzie dziadka) w każdym elemencie (również komfortu użytkowania, jak i możliwościach technicznych). Pod względem estetycznym DeathAdder to czołówka, ale raczej nie bijąca dotychczasowego faworyta - Logitecha G5, który łączy w sobie kolorystyczną brawurę z racjonalnym jej skomponowaniem.
|