Mocy przybywaj! Test ładowarki Tronic TUL 4.1 A1 Autor: NimnuL | Data: 18/06/13
| W dzisiejszych czasach potrzeba zasilania jest silniejsza niż kiedykolwiek dotąd. O ilości i mnogości otaczających nas urządzeń elektronicznych nie muszę chyba nikomu mówić, a już na pewno nie czytelnikom TwojePC. Zaledwie kilka dni temu, na naszym Boardzie przypadkowo natknąłem się na informację o bardzo wszechstronnej ładowarce, będącej w ofercie jednej z sieci handlowych. Sprawa świetnie zgrała się z czasem, bo szukałem podobnego urządzenia. Postanowiłem ją zatem nabyć, w końcu wakacje już za pasem, a doświadczenie mnie nauczyło, że nawet przezornemu może braknąć prądu w najmniej wygodnym momencie. Przez pewien czas szukałem niedrogiego, przenośnego źródła zasilania i znalazłem. Na kolejnych stronach przedstawię Wam pokrótce ciekawą propozycję jaka przygotował dla nas Tronic, model TUL 4.1 A1. To nie tylko uniwersalna ładowarka akumulatorów, ale również przenośne źródło zasilania. |
|
Warstwa techniczno-wizualna
Jaki koń jest, każdy widzi. Tabelka z odczytem danych technicznych nie pokazuje jednak pełni możliwości tego urządzenia. O tym jednak za chwilę. Na pytanie, czy jest to ładowarka mikroprocesorowa nie udało mi się odnaleźć odpowiedzi. Producent na ten temat milczy, podobnie jak nic nie mówi o sposobie ładowania. Przypuszczam, że jest to typowe odcięcie –deltaV, ale to tylko zgadywanki. No chyba, że w tej cenie i w dzisiejszych czasach zastosowanie mikroprocesora rozumie się samo przez się i nie wymaga już wspominania. Producent tej ładowarki to Targa GMBH i co ciekawe, dla odstępstwa od trendu na rynku, wykonano ją w Niemczech.
Patrząc na same dane techniczne pierwszym wnioskiem jaki się nasuwa to taki, że jest to ładowarka umiarkowanie szybka. I dobrze, bo zbyt duży prąd ładowania poważnie zużywa ogniwa. Niecałe 700mA dla ogniw R6 wydaje się być kompromisem pomiędzy szybkością, a żywotnością.
(kliknij, aby powiększyć)
Sprzęt zapakowany jest w eleganckie, kartonowe pudełko (hura, żadnego tandetnego blistra, na którym można połamać nożyczki). Na wyposażeniu standardowym znalazł się zasilacz sieciowy oraz samochodowy (długość przewodów odpowiednio 144 oraz 130cm), a także adapter dla ogniw R3 oraz obszerna instrukcja obsługi – wydana z dbałością o szczegółowe opisanie produktu.
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
Urządzenie zbudowane jest w sposób zwarty i elegancki, utrzymany w czarno-białej tonacji i plastikach polerowanych na wysoki połysk. Jakość wykończenia nie budzi moich zastrzeżeń, podobnie jak użyte do konstrukcji materiały. Owszem, jest to plastik-fantastik, ale sam nie wiem czego więcej mógłbym tutaj oczekiwać. Jakichkolwiek niepokojących luzów, skrzypienia czy niedoróbek nie doszukałem się, a sztywność materiałów jest na odpowiednim poziomie.
Na froncie umieszczono cztery podświetlane piktogramy, czytelnie informujące o trybie działania urządzenia. Tuż poniżej swoje miejsce znalazło gniazdo zasilania oraz USB. Na ściankach bocznych zainstalowano przyciski odpowiedzialne za przełączenie ładowarki w tryb regeneracji ogniw LiIon lub NiMH. Niestety producent nie zdradza na czym ta operacja polega. Przypuszczam, że chodzi o całkowite rozładowanie i naładowanie ogniw, być może kilkukrotne. Biorąc jednak pod uwagę koszt nowych akumulatorków, reanimacja trupa zdaje się być pozbawiona sensu.
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
Po bokach znajdują się również przyciski, które zwalniają zaczep. Powoduje to sprężynowe otwarcie górnej pokrywy, która to odsłania sedno sprawy – komorę dla ogniw R3/R6 oraz akumulatorów LiIon.
(kliknij, aby powiększyć)
Piny ładujące akumulator LiIon zainstalowane są na przesuwnych wózkach, które umożliwiają dopasowanie ich do styków +/- akumulatora. W przypadku gdy złącza baterii zamontowane będą pod spodem, wystarczy nacisnąć dwa przyciski i odgiąć głowicę ładowarki do tyłu. Polaryzacja ogniw zostanie wykryta automatycznie przez ładowarkę.
(kliknij, aby powiększyć)
Dodatkowo po przeciwnej stronie znajduje się wózek, który dociśnie akumulator do styków. Górna pokrywa wyposażona jest w sprężynowy docisk, który pewnie przytrzymuje baterię nawet w podróży.
(kliknij, aby powiększyć)
Aha, pod brzuchem ładowarki nic prócz czterech gumowych nóżek oraz tabliczki znamionowej nie znajdziemy.
Warstwa użytkowa
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
Powyższe zdjęcia pokazują przykładowe użycie Tronic – zasilanie iPoda przy użyciu akumulatora LiIon z aparatu, a także ładowanie akumulatora LiIon przy jednoczesnym zasilaniu odtwarzacza.
(kliknij, aby powiększyć)
Ten sam numer możemy wykonać za pomocą akumulatorków NiMH AA lub AAA. Co więcej, nie muszą to być akumulatorki. Możemy pójść do kiosku i nabyć zwykłe „paluszki”, by zyskać funkcjonalność przenośnego źródła energii i móc naładować inne urządzenie.
Czas ładowania nowych (użytych trzykrotnie) ogniw Diall AA 2300mAh wyniósł 3h i 52 minuty, natomiast w przypadku ogniw Panasonic 2600mAh czas ten wyniósł 4h i 17 minut.
Sprawdziłem na dwóch innych ładowarkach, w tym jednej z wyświetlaczem (i testerem naładowania) - wszystkie potwierdziły, że ogniwa naładowane są pod korek. Akumulatorki GP R3 850mAh zostały naładowane po 1h i 36 minutach.
Czas ładowania akumulatora od aparatu: LiIon 550mAh wyniósł 2h i 17 minut, podczas gdy ta sama operacja przy użyciu dedykowanej do aparatu ładowarki (5V, 550mA) wynosi 1h i 50 minut.
Akumulatory podczas ładowania i tuż po, są ciepłe, ale daleko im do parzenia, jak ma to miejsce w przypadku szybkich ładowarek. Samo urządzenie pracuje całkowicie bezgłośnie. Wspominam o tym, bo cicha praca ładowarki nie zawsze jest czymś oczywistym. Spotkałem się już z urządzeniami, które wydawały z siebie drażniące piski, syczały, świstały i buczały z różnym natężeniem. Przypuszczam, że wbudowane przetwornice czy inne elementy zaznaczają swoją obecność.
Dwa ogniwa R6 2600mAh pozwoliły na pełne naładowanie iPod Nano 4G (w czasie 3h, czyli takim samym jak z portu USB komputera) oraz akumulatora aparatu (LiIon 550mAh). Przy tym drugim sprawa zaczęła się komplikować. Krótko po rozpoczęciu procesu ładowania, jedna z diod zaczęła migać, by chwilę później zgasnąć wraz z drugą, informującą o ładowaniu z portu USB. W instrukcji obsługi wyczytałem, że jest to znak, iż baterie są wyczerpane. Okazało się jednak, że proces ładowania nie został przerwany, przebiegał jednak wolniej. W efekcie akumulator aparatu został naladowany po 2h i 40 minutach, blisko 1 godzinę dłużej niż z portu USB lub ładowarki sieciowej. Kolejnego urządzenia postanowiłem już nie podłączać, bo przypuszczam, że ładowanie trwało by jeszcze dłużej, natomiast na pewno jakaś część energii zostałaby przekazana.
W drugiej próbie te same baterie posłużyły do naładowania baterii telefonu komórkowego: LiIon 1050mA 3.9Wh 3,7V (model BL-5CT) oraz aparatu cyfrowego (LiIon 550mAh). Proces przekazywania energii przebiegał podobnie jak w pierwszym przypadku. Taka wydajność była dla mnie sporym zaskoczeniem, przyznam, że nie liczyłem, że uda się naładować więcej niż jedno urządzenie.
Podczas kilku dni użytkowania zanotowałem trzy punkty, które według mnie mogłyby zostać poprawione. Po pierwsze, nie pasuje mi konieczność stosowania dołączonych do zestawu adapterów, by naładować ogniwa R3. Problem nie polega na samym użytkowaniu tych adapterów, bo w tym nie ma nic trudnego, a raczej na tym, że można je łatwo zgubić – w ładowarce nie ma ich gdzie schować. Osobiście lubię rozwiązania zintegrowane, być może tutaj dałoby się zastosować wysuwane piny, które pozwalałyby na sięgnięcie do mniejszych baterii. Druga sprawa jest taka, że nie mamy tutaj możliwości użycia portu USB komputera jako źródła zasilania dla tej ładowarki. Choć to szukanie wady trochę na siłę, to jeśli mówimy o wszechstronności - niech będzie ona pełną gębą. Trzecie i ostatnie spostrzeżenie to brak możliwości ładowania pojedynczych baterii AA lub AAA. To w mojej opinii największa wada, bo przecież niektóre urządzenia korzystają z nieparzystej liczby ogniw.
Osobiście życzyłbym sobie jeszcze jeden slot na drugą parę „paluszków”, być może umieszczone pod spodem. Do listy wad tego jednak nie zaliczę, bo widziały gały co brały. Według mnie fajnym pomysłem w tym wypadku mogłaby być możliwość wpięcia dodatkowego akumulatora, po to by móc w drodze przenieść z niego energię na drugi. By zobrazować co mam na myśli, posłużę się przykładem: wpięcie kompletu AA po to, by naładować bezpośrednio w ładowarce (bez łączenia przez USB) akumulator aparatu. W ten sposób zapasowy akumulator mógłby ładować się w plecaku, podczas gdy my w tym czasie robilibyśmy zdjęcia. I to tyle jeśli chodzi o mój punkt widzenia na tą ładowarkę.
Ale aby niniejszy artykuł zakończyć w elegancki i tradycyjny sposób, pozwolę sobie na kilka słów podsumowania. Według mnie mamy tu do czynienia z iście wszechstronnym urządzeniem o bardzo uniwersalnym zastosowaniu. Jest to produkt dość przemyślany i sensownie zbudowany, choć nie pozbawiony wad. W praktyce jest to jednak praktyczne i sensowne rozwiązanie, szczególnie dla osób często podróżujących. Pozwala nie tylko zminimalizować ilość ładowarek i przewodów jakie musimy ze sobą zabrać, ale może nas także poratować w sytuacji awaryjnej, gdy któreś z urządzeń nagle się wyłączy, a do najbliższego gniazdka będzie nie po drodze. W przeszłości, podczas dłuższych wypadów za miasto, takie urządzenie jak tu omówione, wielokrotnie by mi się przydało i jestem przekonany, że i w tym roku trzymanie Tronica pod ręką będzie zbawienne.
|