Twoje PC  
Zarejestruj się na Twoje PC
TwojePC.pl | PC | Komputery, nowe technologie, recenzje, testy
B O A R D
   » Board
 » Zadaj pytanie
 » Archiwum
 » Szukaj
 » Stylizacja

 
M E N U
  0
 » Nowości
0
 » Archiwum
0
 » Recenzje / Testy
0
 » Board
0
 » Rejestracja
0
0
 
Szukaj @ TwojePC
 

w Newsach i na Boardzie
 
OBECNI NA TPC
 
 » Tomasz 22:31
 » wrrr 22:29
 » rulezDC 22:28
 » Chrisu 22:21
 » ulan 22:21
 » Flo 22:14
 » GLI 22:13
 » DJopek 22:11
 » Kenny 22:11
 » ReeX 22:10
 » ligand17 22:09
 » P@blo 22:01
 » Janusz 21:52
 » biEski 21:51
 » Dexter 21:50
 » Katoda Lt 21:46
 » DYD 21:43
 » Sociu 21:41
 » bajbusek 21:40
 » b0b3r 21:38

 Dzisiaj przeczytano
 41143 postów,
 wczoraj 25974

 Szybkie ładowanie
 jest:
włączone.

 
ccc
TwojePC.pl © 2001 - 2024
A R C H I W A L N A   W I A D O M O Ś Ć
    

Dowcipy + dziennik słomianego wdowca :-) , NimnuL-Redakcja 24/09/02 10:00
Przychodzi baba do lekarza. Lekarz po badaniu oświadcza:
- Jest pani śmiertelnie chora. Nie ma żadnej nadziei.
- Ale panie doktorze, niech pan coś poradzi!
- No dobrze. Niech pani robi sobie okłady z błota.
- To pomoże?
- Nie, ale przyzwyczai się pani do ziemi...



Dyrektor zwraca się do pracownika:
- Panie, pan wszystko robi powoli: powoli pan myśli, powoli pisze,
powoli mówi, powoli się porusza! Czy jest coś, co robi pan szybko?!
- Tak, szybko się męczę...




- Wiesz, Józek, życie zaczyna się dopiero po pięćdziesiątce.
- Ty to masz słabą głowę. Dla mnie życie zaczyna się dopiero po pół
litrze.



Jerzy Engel po powrocie do kraju pojechał nad morze, stanął na
brzegu i zaczął krzyczeć:
- Złota rybko! Złota rybko! Jak cię prosiłem, żeby nasi zagrali na
mundialu tak jak Francja i Argentyna, to zupełnie co innego miałem
na myśli!!!



- Muszę dostać podwyżkę - mówi pracownik do szefa - trzy inne firmy
się o mnie biją.
- Co to za firmy?
- Elektrownia, gazownia i telekomunikacja...


To było na Boardzie, ale w innej formie ...

Dziennik słomianego wdowca.

Zostałem sam. Żona wyjechała na tydzień. Całkiem przyjemna odmiana.
Myślę, że razem z psem miło spędzimy te dni.

Poniedziałek
DOKŁADNIE zaplanowałem rozkład zajęć. Wiem, o której będę wstawał, ile
czasu poświęcę na poranną toaletę i śniadanie. Policzyłem, ile zajmie mi
zmywanie, sprzątanie, wyprowadzanie psa, zakupy i gotowanie.
Jestem miło zaskoczony, że mimo wszystko zostaje mi mnóstwo wolnego
czasu. Nie wiem, dlaczego prowadzenie domu jest dla kobiet takim problemem,
skoro można tak szybko się z tym uporać. Wystarczy odpowiednio zorganizować sobie pracę.
Na kolację zafundowałem sobie i psu po steku. Żeby stworzyć miły nastrój, ładnie nakryłem do stołu. Ustawiłem wazon z
różami i zapaliłem świecę.
Pies na przystawkę dostał pasztet z kaczki, potem główne danie
udekorowane warzywami, a na deser ciasteczka. Ja popijam wino i palę
dobre cygaro.
Dawno nie czułem się tak dobrze.

Wtorek
MUSZĘ jeszcze raz przemyśleć rozkład dnia. Zdaje się, że wymaga kilku
drobnych poprawek. Wyjaśniłem psu, że nie codziennie jest święto,
dlatego nie może się spodziewać, że zawsze będzie jadł przystawki i inne
dania z trzech różnych misek, które ja muszę myć. Przy śniadaniu
zauważyłem, że picie soku ze świeżych pomarańczy ma jedną zasadniczą
wadę. Za każdym razem trzeba potem myć wyciskarkę. Jak rozwiązać ten
problem? Trzeba przygotować sok na dwa dni - wtedy wyciskarkę myje się dwa razy rzadziej.
Odkrycie dnia: parówki można odgrzewać w zupie. W ten sposób ma się
jeden garnek mniej do zmywania. Na pewno nie będę codziennie biegał z
odkurzaczem tak jak chciała żona. Raz na dwa dni to aż nadto. Muszę
tylko pamiętać, żeby zdejmować buty, a psu wycierać łapy. Poza tym czuję się świetnie.

Środa
MAM wrażenie, że prowadzenie domu zajmuje jednak więcej czasu, niż
przypuszczałem. Będę musiał zrewidować swoją strategię.
I tak: przyniosłem z baru kilka gotowych dań - w ten sposób
nie stracę w kuchni aż tyle czasu. Przygotowanie posiłku nigdy nie
powinno trwać dłużej niż jedzenie. Kolejny problem to słanie łóżka.
Najpierw trzeba się z niego wygrzebać, potem wywietrzyć sypialnię, a na
końcu jeszcze równo ułożyć pościel - zawracanie głowy. Nie uważam, żeby
codzienne słanie łóżka było konieczne, zwłaszcza że i tak wieczorem
człowiek musi się do niego położyć. W sumie wydaje się, że jest to
czynność zupełnie pozbawiona sensu. Zrezygnowałem też z przygotowywania
osobnych posiłków dla psa i kupiłem gotowe jedzenie w puszkach. Pies trochę
się krzywił, ale cóż... skoro ja mogę się obyć bez domowych obiadków,
on też nie powinien grymasić.

Czwartek
KONIEC z wyciskaniem soku z pomarańczy! To nie do wiary, że z tym
niewinnie wyglądającym owocem jest aż tyle zachodu. Kupię sobie gotowy
sok w butelkach.
Odkrycie dnia: udało mi się przespać noc i wysunąć się z łóżka prawie
nie naruszając pościeli. Rano musiałem tylko wygładzić narzutę.
Oczywiście jest to kwestia wprawy i w czasie snu nie można
się za często przewracać z boku na bok. Trochę bolą mnie plecy, ale
gorący prysznic powinien pomóc. Zrezygnowałem z codziennego golenia, bo to
zwykła strata czasu. Zyskałem przez to cenne minuty, których moja żona
nigdy nie traci, bo nie ma zarostu.
Kolejne odkrycie: nie ma sensu za każdym razem jeść z czystego talerza.
Ciągłe zmywanie zaczyna mi działać na nerwy. Pies też może jeść z jednej
miski - w końcu to tylko zwierzę.
UWAGA: doszedłem do wniosku, że odkurzać trzeba najwyżej raz
w tygodniu. Parówki na obiad i na kolację.

Piątek
KONIEC z sokiem pomarańczowym! Za dużo dźwigania.
Odkryłem następującą rzecz: rano parówki smakują całkiem nieźle, po
południu gorzej a wieczorem w ogóle. Poza tym jeśli żywić się nimi
dłużej niż przez dwa dni z rzędu, mogą wywoływać lekkie mdłości. Pies
dostał suchą karmę. Jest równie pożywna, a miska nie jest popaćkana. Z
kolei ja zacząłem jeść zupę prosto z garnka. Smakuje tak samo, a nie
trzeba brudzić talerza ani chochli. Teraz już nie czuję się
tak, jakbym był automatyczną zmywarką do naczyń. Przestałem wycierać
podłogę w kuchni. Ta czynność irytowała mnie tak samo jak słanie łóżka.
UWAGA: żegnajcie puszki!!! Nie będę brudził sobie otwieracza.

Sobota
PO CO wieczorem zdejmować ubranie, skoro rano znów trzeba je włożyć?
Zamiast marnować czas, lepiej trochę dłużej poleżeć. Przy okazji można
zrezygnować z kołdry i odpadnie kłopot z jej porannym układaniem.
Pies nakruszył na podłogę. Zbeształem go. Powiedziałem, że nie jestem
jego służącym. Dziwne - nagle zdałem sobie sprawę, że moja żona też tak
czasem do mnie mówi. Powinienem dziś się ogolić, ale jakoś nie mam
ochoty. Nerwy mam napięte jak postronki.
Na śniadanie zjem tylko to, co nie wymaga rozpakowywania, otwierania,
krojenia, smarowania, gotowania ani mieszania. Wszystkie te czynności
doprowadzają mnie do rozpaczy.
Plan na dziś: obiad zjem prosto z torebki, nachylony nad zlewem. Żadnych
talerzy, sztućców, obrusów i innych głupot. Trochę bolą mnie dziąsła.
Pewnie jem za mało owoców, ale nie chce mi się ich taszczyć ze sklepu.
Może to początek szkorbutu?
Po południu zadzwoniła żona i spytała, czy umyłem okna zrobiłem pranie.
Wybuchnąłem histerycznym śmiechem. Powiedziałem jej, że nie
mam czasu na takie rzeczy.
Jest pewien problem z wanną. Odpływ zatkał się makaronem.
Ale niespecjalnie się martwię. I tak przestałem się kąpać.
UWAGA: jem teraz razem z psem, prosto z lodówki. Musimy się spieszyć,
żeby zbyt długo nie trzymać jej otwartej.

Niedziela
OGLĄDALIŚMY z psem telewizję z łóżka. Na ekranie różni ludzie zajadali
przeróżne smakołyki, a my tylko z zazdrością przełykaliśmy
ślinkę. Obaj jesteśmy osłabieni i drażliwi. Rano zjedliśmy coś z psiej
miski, ale żadnemu z nas to nie smakowało.
Naprawdę powinienem się umyć, ogolić, uczesać, zrobić psu
jeść, wyjść z nim na spacer - od 3 dni nie byl poza domem, pozmywać, posprzątać, pójść po zakupy, ale
po prostu nie mogę wykrzesać z siebie dość sił. Mam problemy z
utrzymaniem równowagi, zaczyna szwankować wzrok. Pies zupełnie przestał merdać
ogonem. Pchani resztką instynktu samozachowawczego, wyczołgujemy się
z łóżka i idziemy do restauracji, gdzie przez ponad godzinę jemy różne
pyszności. Korzystamy z wielu talerzy, bo przecież nie musimy ich myć.
Później lądujemy w hotelu. Pokój jest wysprzątany, czysty i przytulny.
Wreszcie znalazłem sposób na zmorę tych okropnych domowych obowiązków.
Ciekawe, czy kiedykolwiek przyszło to do głowy mojej żonie?

Gdyby nie wymyślono elektryczności,
siedziałbym przed komputerem przy
świeczkach.

  1. dodam od siebie , Dhoine 24/09/02 11:40
    z wlasnego doswiadczenia: nie warto laczyc wypranych skarpetek w pary i ich zwijac, skoro przed ubraniem i tak trzeba je rozwinac. A ewentualnie stracony czas na odnalezienie pary - jest i tak krotszy od czasu poswieconego na wynajdywanie par i zwijanie ich po praniu.
    Rzeklem :)

    1. A ja dodam od , Sherif 24/09/02 11:52
      siebie, że n a p r a w d ę warto łączyć skarpetki przed wrzuceniem do brudów. Rozwijamy je potem t u ż przed wrzuceniem do pralki i mamy gwarancję, że po wypraniu odnajdziemy parę. Nie ma nic gorszego niż mieć "n" sztuk czystych skalarów z tym, że każda od innej pary :)))

      1. a ja dodam od siebie... , ili@s 24/09/02 16:15
        zawsze kupuje 10 par takich samych i nie mam problemu z łączeniem w pary :)))

        1. a ja dodam od siebie.... , PrzeM 24/09/02 18:00
          ...mam 8 par czarnych, 8 beżowych i 4 pary białych (te ostatnie do garnituru) i nigdy nie miałem problemów ze sparowaniem :)
          po,

          PrzeM

          above the mind - powered by meat...

  2. nimnul.... , McKania 24/09/02 18:57
    kawaly takie se [i w wiekszosci stare],ale jeden nowy i swietny [3 firmy]

    config: skóra, fura i coreDuo ;)

    
All rights reserved ® Copyright and Design 2001-2024, TwojePC.PL