TwojePC.pl © 2001 - 2024
|
|
A R C H I W A L N A W I A D O M O Ś Ć |
|
|
|
[OT] Potrzebuje wyjasnienia encyklopedycznego... , Rybeck 16/01/04 17:43 ... slowa KICZ. Prosze mnie nie wysylac do wiem.onet.pl. Czym wieksze tym lepsze. Jak by mozna bylo wyslac na
z gory dziekiLudzie dzielą się na 10 kategorie:
-ci co rozumieją kod binarny
-ci co go nie rozumieją - A może tak :) , Marcinex 16/01/04 17:59
Kicz, to niemieckie słowo, zrodzone w samym środku sentymentalnego XIX w. Eliminuje ze swojego pola widzenia wszystko, co w ludzkiej egzystencji jest z zasady nie do przyjęcia. Tam, gdzie przemawia serce, nie wypada, aby rozum zgłaszał wątpliwości. W krainie kiczu panuje dyktatura serca. Ale uczucie, które budzi kicz, musi być takie, by mogły je popierać masy. Dlatego kicz nie może opierać się na sytuacji wyjątkowej, lecz na podstawowych obrazach, które ludzie mają wbite w świadomość. Kicz wyciska łzy wzruszenia. Pierwsza łza mówi: jakie to piękne- dzieci biegnące po trawniku!
Druga łza mówi: jakie to piękne, wzruszać się wraz z całą ludzkością dziećmi biegnącymi po trawniku!
Dopiero druga łza robi z kiczu kiczNie ma piekła poza tym światem, on nim
jest, nie ma diabła poza człowiekiem,
on nim jest! - dooobre , ZGreG 16/01/04 18:08
skąd to masz?podpis?
jaki podpis! - A kiedyś, , Marcinex 16/01/04 18:14
ktoś mi to mailem podesłał :)Nie ma piekła poza tym światem, on nim
jest, nie ma diabła poza człowiekiem,
on nim jest!
- Dobre, bardzo dobre , Rybeck 16/01/04 18:16
Ale czemu nie ma tego wiecej :(.
musze napisac prace na niedziele pt. "Analiza wybranych zjawisk kiczowych w wizji Molesa"Ludzie dzielą się na 10 kategorie:
-ci co rozumieją kod binarny
-ci co go nie rozumieją - Tu masz jeszcze jeden przykład , Marcinex 16/01/04 18:24
kicz - niem. Kitsch (środowisko monachijskie ok. 1870) - sztuka technicznie sprawna, ale powierzchowna, operująca zewnętrznymi efektami, stereotypami, łatwą ornamentyką, obliczoną na szybki efekt, apelująca do gustów mało wyrobionych.
Słownik terminów literackichNie ma piekła poza tym światem, on nim
jest, nie ma diabła poza człowiekiem,
on nim jest!
- jak nie ma pośpiechu to mogę przestukać , ZGreG 16/01/04 18:09
to co znajdę w Wielkiej Encyklopedii PWNu (ta 33 tomowa) o ile będzie tam coś ciekawego (-;podpis?
jaki podpis! - Bede bardzo wdzieczny , Rybeck 16/01/04 18:14
wszystkie znakiLudzie dzielą się na 10 kategorie:
-ci co rozumieją kod binarny
-ci co go nie rozumieją
- Abraham Moles - proszę bardzo :) , Marcinex 16/01/04 18:27
Kicz tkwi w głębi każdego z nas - twierdzi Abraham Moles (cytaty za: "Kicz, czyli sztuka szczęścia". Warszawa, 1978). To zdanie może wywołać natychmiastowy sprzeciw. I nic w tym dziwnego, boimy się tego określenia jak ognia, a używając go -dyskwalifikujemy wartość artystyczną danego produktu. Dlaczego kicz tak drażni? Bo jest lichy, tandetny, spłyca najważniejsze treści, służy tylko rozrywce i pozornemu poczuciu szczęścia. Ale problem tkwi w tym, że potrzebujemy kiczu, nie umiemy bez niego żyć, na stałe wpisał się w naszą rzeczywistość: "Kicz jest bowiem zasadniczo estetycznym systemem komunikacji masowej."
Najważniejszym dzisiaj medium komunikacji masowej jest niewątpliwie telewizja. Gatunki bezpośrednio z nią związane, takie jak telenowela, teleturniej, sitcom, serial sensacyjny, reality-show są powszechnie akceptowane przez masy, o czym świadczy ich wysoka oglądalność; równocześnie realizują zasadę przeciętności charakterystyczną dla kiczu: "osiągają autentyczną fałszywość oraz wywołują niekiedy pobłażliwy uśmiech odbiorcy, który w momencie, kiedy zaczyna je oceniać, czuje się od nich wyższy'.
Oglądając serial telewizyjny widz zaspokaja z jednej strony potrzebę nowych podniet estetyczno-intelektualnych, może "przeżywać" tragedię bohaterów, walczyć z potworami, cierpieć z miłości nie wychodząc z domu i nie narażając na szwank swojego zdrowia i relacji z innymi ludźmi. Pozostając w domu, może brać udział w teleturnieju, i podbudować swoje "ego", gdy udaje mu się prawidłowo odpowiadać na zadawane pytania. Jednocześnie nie naraża się na publiczne wyśmianie w razie błędnej odpowiedzi. Może wreszcie zobaczyć niby-realny świat i niby-prawdziwych ludzi, którzy są tacy, jakich chciałby widzieć. To poczucie komfortu, jakie daje telewizja, powoduje, że staje się ona często "najlepszym przyjacielem człowieka" - pocieszy, poinformuje, dowartościuje, a może nawet nagrodzi (gdy nam się poszczęści w "Audiotele"). Im więcej kanałów zmysłowych jest atakowanych, tym większy wpływ na widza. Dlatego nawet reportaż musi być opatrzony sugestywnymi zdjęciami i poruszającą muzyką.
Typowa dla kiczu jest zasada kumulacji. Świetnie zostaje ona wyrażona w programach telewizyjnych: sięga się do różnych gatunków, stosuje się liczne tricki po to, by nawet "Wiadomości Telewizyjne" stały się bardziej atrakcyjne, a więc dawały poczucie przyjemności. Popularność telewizyjnego kiczu jest charakterystyczna dla społeczeństw dobrobytu: gdy zaspokojone są potrzeby biologiczne, ludzie szukają zabawy. Nie sztuki wysokiej, trudnych pytań bez odpowiedzi, ale klarownej rzeczywistości, w której będą wiedzieć, co jest dobre, co złe, kiedy się śmiać, a kiedy okazać wzgardę. Szukają rzeczywistości, w której zostaną włączeni w grę, nie tylko jako bierni odbiorcy.
Wzrastające znaczenie mediów elektronicznych spowodowało ożywioną dyskusję na temat wpływu telewizji i gier komputerowych na życie współczesnego człowieka, ukształtowanie jego osobowości i zmianę w postrzeganiu rzeczywistości. Rozgorzała dyskusja na temat przemocy w mediach i jej wpływu na wzrost przestępczości, zwłaszcza nieletnich. Rozważa się funkcje, jakie mają spełniać media w życiu społecznym, a także poziom artystyczny programów, jakie się w nich ukazują. Podczas gdy w przypadku dwóch pierwszych problemów spór pozostaje nadal nierozwiązany, to w sprawie poziomu artystycznego większości programów telewizyjnych i gier komputerowych sprawa jest jasna. Dominuje tandeta, komercja, jednym słowem KICZ. I tu dyskusja mogłaby się skończyć. Gdyby nie jeden problem: najbardziej kiczowate programy telewizyjne mają największą popularność!
Moles w książce "Kicz, czyli sztuka szczęścia" przedstawia sytuację społeczeństwa przełomu XIX i XX wieku: jednostka zmęczona jest już sztuką wysoką, potrzebuje odrobiny przyjemności, dobrego samopoczucia, dlatego zaczyna się otaczać przedmiotami, które najogólniej można by nazwać kiczowatymi. Chwilowe "rządy" ascetyzmu, który wiązał z przedmiotem tylko jedno znaczenie - jego funkcjonalność - zastąpiła już w drugiej połowie XX wieku etyka konsumpcyjna. Z jednej strony nadal kładzie się nacisk na użyteczność danego przedmiotu; dodać należy, że jest to użyteczność chwilowa, bo w przeciwieństwie do XIX-wiecznych produktów - trwałych i solidnych, w przedmiot z przełomu XX i XXI wieku wpisane jest na stałe zużycie. Z drugiej strony dochodzi do apologii gadżetu - elementu, którego wygląd ma większe znaczenie niż użyteczność. Wobec tego społeczeństwo konsumpcyjne będzie utrzymywać, że: "każdy bezużyteczny przedmiot, jaki powstaje, jest funkcjonalny".
Dochodzi również do sakralizacji kiczu - kicz zaczyna być uznawany za syndrom nowej epoki w sztuce, "nagromadzenie" zaś, tak dla niego charakterystyczne, staje się wartością samą w sobie. Okazuje się bowiem - i perfekcyjnie się to sprawdza w przypadku takich programów telewizyjnych jak: teleturnieje, reality-show, sitcomy, telenowele czy nawet serwisy informacyjne, że pragniemy kiczu, pragniemy tego niewystudiowanego, łatwodostępnego szczęścia, że przecież wysoka oglądalność pewnego typu programów to nie wynik zbiorowej manipulacji, lecz rezultat trafienia w gusta "człowieka konsumpcyjnego", gusta z gruntu KICZOWATE. Widz przyzwyczaja się szybko do tej łatwej w przyswojeniu dawki przyjemności i oczekuje jej w coraz większym wymiarze.
Nie powinno wobec tego dziwić zainteresowanie kiczem wśród współczesnych artystów. Sposób prezentowania rzeczywistości, kreacja postaci (literackich, filmowych, teatralnych, nawet tanecznych) świadczy o tym, że mówienie o kiczu językiem kiczu ukazuje jego nieodparty (a tak często odrzucany) urok, ale również demaskuje jego pozorność i ułudę, co więcej - pozwala stawiać najtrudniejsze i najistotniejsze pytania dotyczące kondycji współczesnego człowieka. Dowodem na to może być choćby, coraz bardziej popularne, kino Pedro Almodovara (co potwierdza tezę o współzależności między popytem a nasyceniem danego produktu estetyką kiczu). Jednocześnie wcale nie kłóci się to z uznaniem krytyków dla jego sztuki.
A co z teatrem? Czy współcześni twórcy teatru mogą tworzyć aktualne i atrakcyjne dla współczesnego widza sztuki, nie odwołując się do estetyki kiczu mediów elektronicznych? Ekran telewizyjny w przestrzeni teatralnej może spełniać różnorakie funkcje: może stanowić fragment scenografii jako ruchomy obraz lub element rozbijający jedność przestrzeni scenicznej; może spełniać funkcję didaskaliów, zastępować antyczny chór (zapowiadając i komentując poszczególne wydarzenia), modyfikować czas i miejsce akcji (przez odpowiedni montaż, kadrowanie, stop-klatki), być medium ukazującym rzeczywistość oniryczną, tworzyć nadwarstwę semiotyczną spektaklu, wreszcie wielość ekranów może ukazywać zjawisko synestezji (jak w spektaklu Petera Brooka "Jestem fenomenem") lub pomagać w samookreśleniu bohatera. Wydaje się, że możliwości, jakie daje technologia cyfrowa teatr dopiero odkrywa, choć ekrany wykorzystywane są w inscenizacjach od ponad osiemdziesięciu lat (warto wspomnieć w tym momencie o "teatrze politycznym" Erwina Piscatora, Wsiewołodowa Meyerholda, amerykańskich spektaklach intermedialnych z lat sześćdziesiatych i twórczości Josefa Svobody, wreszcie o eksperymentach z mediami elektronicznymi ostatnich dwudziestu lat w teatrze europejskim i kanadyjskim (zob. I.Pluta-Kiziak: "Ekrany w teatrze nowych technologii". W: "Wiek ekranów". Kraków 2002). Metafora "ekranu", a dokładniej "monitora", która coraz częściej pojawia się w tekście dramatycznym, w znaczący sposób modyfikuje przestrzeń świata przedstawionego oraz samą konstrukcję dramaturgiczną. Dodatkowo można zaobserwować wpływ mediów elektronicznych na ukształtowanie się nowych bohaterów dramatycznych.
Dobrym przykładem, ukazującym olbrzymi wpływ telewizji na kreację postaci i kształt dramatu, jest tekst Władysława Zawistowskiego "Witajcie w roku 2002" ("Dialog" 2000, nr 6). Autor perfekcyjnie operuje kiczem, równocześnie próbując odpowiedzieć na jedno z najważniejszych pytań w dobie rozwoju mediów elektronicznych, pytanie o prawdę, o rzeczywistość. Już sam podtytuł: "sztuki telewizyjne" od razu wprowadza odbiorcę w przestrzeń mediów elektronicznych. Zastosowanie liczby mnogiej w określeniu gatunku dramatu sugerowałoby cykl scen niekoniecznie ze sobą powiązanych. Autor jednocześnie zaznacza, że jest gotów na wprowadzenie ewentualnych zmian, aby umożliwić jak najlepszą realizację telewizyjną swojej sztuki. Już w tym momencie telewizja ukazuje swoją wszechmoc, a nawet nie dotarliśmy jeszcze do osób występujących w dramacie! Informacja odautorska na początku tekstu wskazuje ważny trop interpretacyjny: Zawistowski z premedytacją używa znaków handlowych, autentycznych nazwisk osób publicznych, zwłaszcza z namaszczeniem eksploatuje znak firmowy McDonald's. Idea fast foodu zbliża się przecież do założenia o zużyciu: klient kupił, klient zjadł, klient musi wyjść, by zrobić miejsce nowemu, użytecznemu (bo jeszcze nieobsłużonemu).
Sceny dramatu ułożone są w taki sposób, że tworzą swoistą mozaikę o specyficznej logice. Tutaj każdy może być każdym. Staruchy - początkowo zmęczone wojną i absurdalną sytuacją (nie wiadomo, kto strzela, gdzie jest wróg, komu wierzyć), wyglądają na znane nam z telewizyjnych wiadomości stare kobiety opłakujące swój los: zamordowanych członków rodziny, nędzę, itp. Obecność Staruch jest też przywołaniem pewnej ikony - z jednej strony odwołaniem do tradycji antycznego chóru, który komentuje wydarzenia (tu: naloty na Miasto), zapowiada kolejne sceny, z drugiej - odwołaniem do klasycznych już (!) obrazów z telewizji, relacjonujących działania wojenne. Każdy z nas codziennie ogląda podobne migawki: zgliszcza, ruiny, wśród nich wałęsające się bezdomne dzieci, staruszki, skarżące się nam, widzom. Dla odbiorcy nie jest to relacja prawdziwa, dotycząca realnego życia, lecz lepiej lub gorzej nakręcony materiał filmowy z własną dramaturgią, obojętny lub przejmujący. Na to, jak zostanie przyjęty, wpływa nie temat czy waga problemu, ale ... sposób jego zaprezentowania.
Prawdziwość Staruch zostaje zakwestionowana, bo okazuje się, że scena z ich udziałem jest... reżyserowana. Obserwujemy kręcenie reportażu, reklamówki, filmu sensacyjnego, melodramatu - wszystkie te formy wywodzą się właśnie z telewizji. Wojna stała się wydarzeniem medialnym, reżyserowanym w takiej samej mierze jak talk-show i sitcom, które mają stwarzać pozory spontaniczności. Co ciekawe, wydarzenia wojenne relacjonują byli prezenterzy programów typu talk-show. Jeden z głównych bohaterów - Ullie - naiwnie wierzy, że teraz dopiero ma kontakt z prawdą, że teraz nareszcie będzie mógł być prawdziwym dziennikarzem, że pokaże ludziom, co tak naprawdę się dzieje. Nie wie jeszcze, że wojna to ... świetny serial, w dodatku sitcom. Sam staje się jednym z bohaterów, kiedy jego słowom zaczyna towarzyszyć "śmiech z offu". Wojna stała się pożywką dla telewizji, jeśli ta przestanie nią się interesować - nastąpi pokój, czyli... nuda. Brak tematu, brak sensacji.
Moles, pisząc o neokiczu, zwraca uwagę na to, że jest on wynikiem studiów nad pragnieniami odbiorców. A odbiorcy pragną krwi, przemocy, niekoniecznie przekazanych w wysublimowanej formie. Wystarczy film klasy B, gdzie krew leje się strumieniami, a zadaniem głównego bohatera jest zostawianie po sobie olbrzymiej liczby fantazyjnie zmasakrowanych trupów. Co wrażliwszy widz znajduje tego typu "przyjemność" w relacjach wojennych przekazywanych właśnie przez serwisy informacyjne. Telewizja, a co za tym idzie reklamy, dodają wartości działaniom wojennym, sponsorują jedno z najchętniej oglądanych widowisk świata. Jeśli czegoś nie ma w telewizji... to nie istnieje. Nie zyskuje żadnej wartości w życiu społecznym (por. M.McLuhan "Understanding Media. The Extention of Man". Boston, 1994).
Jedna z bohaterek, Krista, chcąca wydostać się z Miasta do Strefy, potrzebuje niebieskiego identyfikatora nie tylko po to, by być objęta amnestią, ale by zaistnieć. Co ciekawe, identyfikator przypomina swoją fosforyzującą niebieską poświatą ekran telewizora w pokoju hotelowym Ulliego. Z kolei otwarcie restauracji McDonald's staje się faktem, gdy logo sieci fast-foodów ukazuje się niespodziewanie w telewizji. Dopiero wtedy wszyscy wyruszają na poszukiwania.
Staruchy pojawiają się w dramacie - jak przystało na antyczny chór starców - pomiędzy scenami dialogów postaci. Obowiązuje prawo przemiany: stopniowo widzimy coraz mniej Staruch (bo w końcu to wojna i ludzie giną...), okazuje się na przykład, że jedna z nich jest... Kristą, przeistaczają się one też w bohaterki gier video. Sceny te pełnią funkcję klasycznych intermediów, ale za to jakże znamiennych i aktualnych - są to po prostu... klipy reklamowe! Pozwalają odbiorcy na chwilę relaksu (zrobienie sobie przysłowiowej herbaty); przy okazji można kolejny raz przypomnieć sobie o tym, że bez handlu nie ma cywilizacji, więc nie dziwią szyldy: "HerbaDream", "Coca-Cola", "chipsy Ruffels", a nawet ogłoszenia w stylu: "Ubezpiecz się na życie. Już za tydzień trzecia ofensywa wiosenna" czy "Nowość: piwo bojowe w pancernych puszkach". Klipy reklamowe stanowią jednocześnie mimowolny (w warstwie przedstawieniowej, z pewnością świadomy w zamyśle autora) komentarz do opisywanych wydarzeń oraz zapowiadają kolejne sceny.
Oczywiście nie mogło zabraknąć "Audiotele". Żyjemy w czasach, gdy zaczynają się spełniać marzenia McLuhana - widz przestaje być biernym odbiorcą. Zaczyna być wciągany w grę. Może nie tylko decydować o tym, jaki program będzie oglądał i na jakim kanale, ale i wygrać mnóstwo nagród bez większego wysiłku intelektualnego lub decydować o losach bohaterów reality-show. Właśnie odpowiedzi na pytania, które zostają postawione w "Audiotele" w sztuce Zawistowskiego, konstruują dalsze losy postaci dramatu. Banalność tychże pytań, prymitywny język upstrzony wulgaryzmami określa również typ widza, do którego są one skierowane. Jakkolwiek by nie wybrali, i tak skończy się wszystko masakrą, bo to przecież wpływa na wzrost oglądalności.
Na koniec dramaturg nie zapomniał o najbardziej ulubionym gatunku telewizyjnym, o telenoweli. Scena pożegnania Kristy z Ulliem, jak przystało na dobrą mydlaną operę, wzbogacona została o tzw. mocne akcenty, nie zabrakło rozrzewniających dialogów typu:
KRISTA Nigdy nie wrócisz. To niemożliwe.
ULLIE Wrócę po ciebie. (...)
KRISTA To się nigdy nie uda, Ullie. Ja muszę tu zostać na zawsze.
ULLIE Wyciągnę cię z tego piekła. Nieważne, ile to ma kosztować.
Rooster w jeepie trąbi przyzywająco.
KRISTA Idź już. Jest bardzo późno.
ULLIE Uratuję cię.
I tak też czyni. Ona oczywiście wykorzystuje go. Nie może obyć się bez widowiskowego rozlewu krwi, bo przecież wszędzie są kamery, a czy jest coś bardziej atrakcyjnego dla znudzonego widza niż relacja "na żywo" z czyjejś śmierci? I to w dodatku tak krwawej? Zawistowski pisze:
"(...) W tej chwili z półmroku wieżyczki strażniczej wyskakuje płomyk ognia. Spóźniona o moment detonacja karabinowych pocisków. Ullie jakby z bolesnym zdumieniem, w spowolnieniu patrzy na wieżyczkę, język ognia, czerwone plamy na swojej rozwianej przez wiatr koszuli. W tej chwili ogień rozlega się ze wszystkich okolicznych wieżyczek, po obu stronach pasa ziemi niczyjej. Dziesiątki kul szarpią, przecinają, masakrują ciało Ulliego."
Na koniec, po wątpliwym happy-endzie, Staruchy przechodzą kolejną przemianę. Zawistowski całą akcję opatruje nawiasem, sytuuje ją jako kolejne widowisko telewizyjne oglądane przez Staruchę mieszkającą na "typowej polskiej uliczce". Ona to właśnie wszystko kwituje słowami: "Sen mara, Bóg wiara! Brazylijskie seriale to kiedyś lubiłam pooglądać, jak jeszcze dawali. (...)". Po tych słowach sama staje się ... bohaterką reportażu telewizyjnego.
Wykorzystanie przez Zawistowskiego gadżetów (np. fosforyzujący identyfikator, kostium a la Rambo uczestników wyprawy do McDonald'sa), nawiązanie do najpopularniejszych gatunków telewizyjnych tak często operujących kiczem sprawia, że "Witajcie w roku 2002" staje się sztuką z pogranicza, dramatem telewizyjnym. Każdy gest bohaterów, ich poglądy, system wartości "skażone" są telewizją, a więc kiczem. Koncepcja zużycia zaczyna dotyczyć nie tylko przedmiotu, ale i człowieka - przestajesz spełniać swoją funkcję, stajesz się bezużyteczny, należy cię wyrzucić, ale wyrzucić widowiskowo, z fajerwerkami. Nawet scena morderstwa ma być przyjemna w oglądaniu.
Telewizja to fast food dla mózgu - twierdzi Piotr Tomasz Nowakowski ("Fast food dla mózgu, czyli telewizja i okolice". Kraków, 2002). We wspominanej przez Zawistowskiego restauracji McDonald's wszystko, co serwuje się, wytworzone zostało z produktów wątpliwej jakości. Atrakcyjne podanie, sprawne i szybkie, przystępna cena, łatwy dostęp zaspokaja głód przyjemności. A to, że oszukuje? Nieważne. McDonald's jest apologią kiczu konsumpcyjnego, telewizja - kiczem informacyjnym i rozrywkowym społeczeństwa zmacdonaldyzowanego. Dlatego właśnie Zawistowski tak chętnie operuje tymi dwoma ikonami: szyldem amerykańskiej restauracji i konwencjami rodem z TV ukazując, że powoli produktem (i to jakże kiczowatym!) staje się nie tylko prywatne życie człowieka, jego śmierć, ale i on sam. Autor pyta: co jest prawdziwe, gdzie jest rzeczywistość? Czy jeszcze w ogóle istnieje? Czy może pozostał już tylko Baudelairdowski świat symulakrów, kopii kopii? Kopii z założenia będących kiczem... Bo przecież kicz jest w nas.Nie ma piekła poza tym światem, on nim
jest, nie ma diabła poza człowiekiem,
on nim jest! - o moj bozeeeeeeeeeeee , bartek_mi 16/01/04 18:30
klepales to?dzisiaj jest jutrzejszym wczoraj
- Nie :) to tekst również , Marcinex 16/01/04 18:35
z maila - nie mogłem go wysłac Rybeckowi bo mi mail padł - serwer znaczy się :(Nie ma piekła poza tym światem, on nim
jest, nie ma diabła poza człowiekiem,
on nim jest! - Mam 2 pytania? , Rybeck 16/01/04 18:47
Skad to masz i czy moge to w pelni wykozystac?Ludzie dzielą się na 10 kategorie:
-ci co rozumieją kod binarny
-ci co go nie rozumieją - Kiedys to kumpel mi podesłał , Marcinex 16/01/04 18:55
a skąd on to miał to nie mam fioletowego pojęcia :) Plagiat to chyba nie bedzie? Pozmieniaj trochę, dodaj swoje teksty i już! Może Spieq coś pomoże? Popytałbym żonę (ma doktorat z filologii polskiej) ale jej nie ma :(Nie ma piekła poza tym światem, on nim
jest, nie ma diabła poza człowiekiem,
on nim jest!
- Jak by cos sie udalo jeszcze wykombinowac.. , Rybeck 16/01/04 19:06
... to jestem bardzo wdzieczny.Ludzie dzielą się na 10 kategorie:
-ci co rozumieją kod binarny
-ci co go nie rozumieją - W Encyklopedii PWN jest tyle , ZGreG 17/01/04 12:26
KICZ [niem. KITSCH 'lichota', 'tandeta'] utwór (lit., plast., film. itp) o nikłej wartości artystycznej, dostosowany do gustów masowej publiczności, dostarczający pożywki jej stereotypowym zapatrywaniom myślowym oraz powierzchownym emocjom; jednorazowy lub seryjny wyrób imitujący przedmioty sztuki, często nie pozbawiony cech rzemieślniczej sprawności; także określenie bezwartościowych obrazów, powstałe ok. 1870 w monachijskich kołach malarskich.
Literatura:
A. Banach "O kiczu", K-ków 1968; A. Moles "Kicz, czyli sztuka szczęścia", W-wa 1978; "Dzieła czy kicze" red. E. Grabska, T. Jaroszewski, W-wa 1981; "Niedyskretny urok kiczu, problemy filmowej kultury popularnej" red. G. Stachówna, K-ków 1997; M. Poprzęcka "O złej sztuce", W-wa 1998; "Kicz, tandeta, jarmarczność w kulturze masowej XX wieku" red. L. Rożek, Częstochowa 2000podpis?
jaki podpis! |
|
|
|
|
All rights reserved ® Copyright and Design 2001-2024, TwojePC.PL |
|
|
|
|