Twoje PC  
Zarejestruj się na Twoje PC
TwojePC.pl | PC | Komputery, nowe technologie, recenzje, testy
B O A R D
   » Board
 » Zadaj pytanie
 » Archiwum
 » Szukaj
 » Stylizacja

 
M E N U
  0
 » Nowości
0
 » Archiwum
0
 » Recenzje / Testy
0
 » Board
0
 » Rejestracja
0
0
 
Szukaj @ TwojePC
 

w Newsach i na Boardzie
 
OBECNI NA TPC
 
 » @GUTEK@ 09:27
 » Menah 09:26
 » P@blo 09:25
 » Kenny 09:24
 » Matti 09:23
 » tuptun 09:19
 » Wedrowiec 09:19
 » lcf 09:19
 » Ament 09:15
 » okobar 09:13
 » Lucyferiu 09:09
 » ARTi 09:09
 » JE Jacaw 09:04
 » NimnuL 09:03
 » ligand17 08:57
 » GLI 08:57
 » Tomasz 08:56
 » Hamsterek 08:55
 » fox19 08:50
 » hokr 08:50

 Dzisiaj przeczytano
 41139 postów,
 wczoraj 25974

 Szybkie ładowanie
 jest:
włączone.

 
ccc
TwojePC.pl © 2001 - 2024
A R C H I W A L N A   W I A D O M O Ś Ć
    

[FUN] "Dzienniki Brydzi Nowak", czyli coś, czego jeszcze nie było na boardzie! , Dygnitarz/Wiche 26/11/05 20:46
Dzienniki Brydzi Nowak
(c) Addy, Quentin, Sierus, Robson


22 maja, wtorek
58 kg, jednostek alkoholu 27, papierosy 17, kalorie 4278, jednostek
epinefryny 2

Po przebudzeniu się poczułam nieodpartą chęć podrapania się po jajach.
Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że jestem kobietą i natura nie
wyposażyła mnie w te atrybuty. To niesprawiedliwe! Faceci mogą drapać
się po jajach, kiedy tylko chcą, a my, kobiety, możemy sobie o tym co
najwyżej pomarzyć! Powinnyśmy złożyć jakąś petycję do Europejskiego
Trybunału Praw Człowieka. Żądamy możliwości drapania się po jajach! A
jeśli nie, to niech przynajmniej faceci też nie mogą się po nich
drapać! O!
Te rozmyślania tak mnie zdołowały, że postanowiłam nie iść dziś do
pracy. Zeszłam do sklepu, kupiłam dwie butelki wódki i spędziłam
resztę dnia użalając się nad sobą i popijając drinki. Wieczorem, gdy
mnie trochę zamroczyło, zapodałam sobie dwa miligramy epinefryny.
Tylko skąd u mnie w domu epinefryna?


23 maja, środa
59 kilo, papierosy 38, kalorie 50

Poranne ważenie nie było dla mnie specjalnie radosnym wydarzeniem.
Kilogram więcej na mojej łazienkowej wadze przekonał mnie do diety.
Śniadanie: marchewka, obiad: marchewka, kolacja: marchewka. Każda
akcja przynosi jednak reakcję. W moim przypadku były to papierosy. Na
coś trzeba umrzeć.
W pracy jak to w pracy. Nic ciekawego. Jednak w czasie przerwy na
lunch przygryzając marchewkę pomyślałam, że mam ochotę na faceta. Niby
nic ciekawego, w końcu niejednego już miałam, ale swędzenie tam gdzie
niezbyt ładnie jest się drapać było silniejsze ode mnie. Przejrzałam
swój notesik. Do miesiączki jeszcze tyle, tyle godzin. Mogłam
zadzwonić do jakiegoś znajomego, ale pomyślałam, że znowu będą chcieli
się ze mną wiązać. A mnie to po co? Faceci są obrzydliwi. Wąchają
swoje skarpety, pachy i wszystko co w ogóle można powąchać. A przecież
wystarczy się wymyć, a gatki uprać.
Zdecydowanie nie miałam ochoty na związek. Co innego przelotna
znajomość. Janusza poznałam w barze. Zagadałam do niego, postawiłam mu
drinka. Było fajnie. Janusz był taki męski i jakoś nie potrafiłam go
sobie wyobrazić wąchającego swoje skarpetki. Poszliśmy do niego.
Swędzenie ustało, gdy zobaczyłam Janusza bujającego się na koniku na
biegunach. Mówił, że go to odpręża.
Mężczyźni to duże dzieci, szkoda na nich czasu. W końcu papierosy też
mają falliczny kształt.


24 maja, czwartek
59 kilo, 27 papierosów, 5 jednostek alkoholu, ataki paniki 4, ataki
płaczu 1, 540 kalorii...

Obudziłam się dzisiaj we własnym łóżku... ech.. ten Janusz. Myślałam
przez chwile, że może coś z tego będzie, ale on tylko o pracy lub o
kucyku... No cóż, jak nie Janusz to kto inny, w każdym razie po
ostatniej nocy, bardziej spędzonej na próbie odciągnięcia Janusza od
kucyka niż na konkretach, postanowiłam, że z Januszem to już
skończone.
Krótko i szybko, mówi się trudno. W pracy musiałam być punktualnie o
8, bo ostatnio podpadłam szefowi za niepunktualność, cóż ja poradzę,
że raz w miesiącu trafiają się te "gorsze dni". Tak czy siak zjadłam
dietetyczne śniadanie (tylko 90 kalorii...) i ruszyłam do pracy. W
pracy jak zwykle nuda, nic tylko te papiery i papiery, w każdym razie
wieczorem spotykam się z koleżankami... co za radość, koleżanki to
koleżanki, nie to co ci beznadziejni faceci, tylko sex i sex lub kucyk
albo inne zboczenia, aha no i te skarpetki... uch... straszne. A
jeszcze wczoraj myślałam, że koniecznie potrzeba mi faceta. Głupia
byłam... Tak czy owak po skończonej pracy skoczyłam do domu przebrać
się w jakieś lepsze ciuszki i ruszyłam na babskie spotkanie. O 19-tej
byłam na miejscu, czyli w domu Patrycji, była również Samanta,
Małgosia i Janina. Jak wspaniale... Poplotkowałyśmy trochę na temat
facetów, jacy to oni są. Patrycja opowiedziała, że jej stary nie ma
już ochoty na poranny sex, bo ostatnio bardzo mu się spieszy do pracy
(tu zaznaczyła, ze ostatnio Boguś bardzo chętnie idzie do pracy i że
podobno ma nową sekretarkę, ech... jaka ona naiwna...)
Tak czy siak było fajnie porozmawiać o modzie, tych beznadziejnych
facetach no i o odchudzaniu. Właśnie i z tym ostatnim jest średnio,
Gosia ma taka piękną figurę, a Samanta i Janina tez nie mają czego się
wstydzić, natomiast ja... Znowu przytyłam o cały kilogram, jak ja to
teraz zrzucę?? Sama nie wiem chyba będę musiała skorzystać z tej nowej
dietki, którą poleca Ewa Bem, ona tak wspaniale wygląda, a w końcu nie
jest już taka młoda, najważniejsze, że jeszcze palę papierosy, bo bez
tego skończyłabym tak jak moja koleżanka z pracy... mój boże, co ona
teraz ma...
Podsumowując dzisiejszy dzień, zakładam nowy plan 5 tygodniowy na
odchudzanie. 5 kilo w dół albo... sama nie wiem co...


25 maja, piątek
58 kilo, 12 papierosów, 5 jednostek alkoholu, kalorii brak

Postanowiłam się odchudzać! Co prawda od wczoraj schudłam 1 kg, ale to
wciąż za mało! (ciekawe, czy dieta-cud przeczytana w mojej ulubionej
gazecie "Takie jest życie" będzie skuteczna. Przecież reklamuje ją ta
aktorka... jak ona się nazywa... zresztą nieważne. Wygląda dość
pociągająco). Mój poprzedni plan ze środy (dotyczący jedzenia
marchewki) nie sprawdził się. Nie ubył mi ani jeden kilogram...
Ciekawe, czy wczorajszy pościg za autobusem linii 17 miał z tym coś
wspólnego. W sumie złamałam sobie obcas w moich ulubionych butach,
wiec kg mniej słusznie mi się należał! Tak wiec dzisiaj nie będę nic
jadła.
Aha! Zmieniłam papierosy! Już nie palę Klubowych. Teraz pale Marlboro
light, są trochę droższe, ale trudno. Ciekawe, czy jutro w dyskotece
będą mnie podrywali...


26 maja, sobota
58 kilo, 17 papierosów, 13 jednostek alkoholu, kalorii nadal brak

Od wczoraj nic nie jem, a nie ubyło mi nawet pół kilograma. Co się
dzieje?! Od rana ważyłam się już cztery razy i ciągle to samo. Na
dodatek ssie mnie strasznie w żołądku, boli mnie głowa i zgubiłam
gdzieś moją szczęśliwą szminkę! Jak ja teraz pójdę na wieczorną
imprezę?! Musze się napić...
W południe zadzwonił Janusz. Strasznie mnie przepraszał za tego
konika, mówił, że to był tylko taki żart, że chciał mnie rozbawić.
Akurat! Ten jego przerażająco głupi, radosny wyraz twarzy będzie mnie
prześladował chyba do końca życia! Rzuciłam słuchawką.
58 kilo. Nie mam się w co ubrać na wieczór. Nadal nie znalazłam
szminki. Zrobiłam sobie za to drinka.
Znów dzwonił Janusz. Powiedział, że nigdy jeszcze nie spotkał tak
cudownej kobiety jak ja i że wciąż ma przed oczami moją twarz.
Rzuciłam słuchawką. Faceci to straszni kłamcy. Jak może mieć przed
oczyma moją twarz, skoro przez cały wieczór wpatrywał się w mój
dekolt?
Skończyły mi się Marlboro, nerwowo szukam resztek Klubowych. Wciąż 58
kilo. Szminka zaginęła. Nie mam się w co ubrać!!!
Telefon od Janusza. Mówił, że tęskni za moim widokiem, za brzmieniem
głosu, za zapachem perfum... Dalej nie słuchałam, bo rzuciłam
słuchawką. Kłamca!
Znalazłam Extra Mocne Light - zapomniałam już, jakie są dobre. Waga
bez zmian. Pójdę w tej obcisłej, czarnej mini. Szminkę już skreśliłam
na dobre. Alkohol się kończy.
Znów Janusz. Zanim rzuciłam słuchawką, powiedział że czeka w tej
kafejce, gdzie byliśmy ostatnio i że mnie kocha. Bezczelny!
Wciąż ważę 58 kilo! Gdzie jest moja czarna mini?!
Janusz czeka już od godziny. Nie pójdę, jestem twarda. Dla ukojenia
nerwów musiałam się napić.
Znalazłam czarną mini. Okazało się, że waga się zacięła. Usmażyłam dwa
kilo kaszanki z cebulką i zjadłam ją z ulgą.
Janusz czeka na mnie już od trzech godzin. Może jednak iść? Nie,
straciłabym szacunek do samej siebie.
Zagryzłam kaszankę lodami, opróżniłam do końca butelkę. Wcisnęłam się
w czarną mini i idę do Janusza, co nie stać mnie? Mam tylko nadzieję,
że po tych czterech godzinach jeszcze na mnie czeka.
Janusz siedział w kafejce. Obok niego siedziała jakaś uśmiechnięta,
cycata blondynka. DZIWKA! Nienawidzę mężczyzn!


27 maja, niedziela
?? kilo, 21 papierosów, 5 jednostek alkoholu, 399 kalorii, 1 ziaziu

Nie spałam za dobrze. Obudziłam się około szóstej nad ranem cała
spocona. Przez całą noc śniły mi się jakieś koszmary o wielkich
piersiach. Wszystko przez tą blondynę z kawiarni. Zapadła mi w pamięć
dziwka jedna. Z tego wszystkiego zaczęłam myśleć o moich piersiach.
Wstałam z łóżka, rozebrałam się i zaczęłam się przeglądać w lustrze.
Odbicie nie było zbyt ciekawe. Zamiast na piersiach skupiłam się na
tych dodatkowych kilogramach. To straszne, jestem taka pulchna! Na
dodatek waga zepsuta i nie mogłam się zważyć. Tragedia. Czuję
wyraźnie, dodatkowe kilogramy. To chyba od zmartwień- przecież od
dwóch dni nic nie jadłam. Boję się spojrzeć na swoje piersi. Z tego co
pamiętam nie ma na co patrzeć. Może przydałaby mi się jakaś operacja
powiększenia biustu? Ubrałam się i postanowiłam zjeść śniadanie.
Kanapkę z żółtym serem i jajko na miękko zjadłam jakieś dziesięć minut
temu. Teraz jest dziewiąta. Wyłączyłam telefon i idę spać.
To nie był dobry dzień. Na szczęście teraz jest już dziesiąta wieczór
i dzień dobiega końca. Obudziłam się dziś powtórnie około południa.
Siadłam znudzona w fotelu i po chwili coś mnie zaczęło uwierać w
tyłek. To była szminka, której wczoraj szukałam. Szminka przypomniała
mi, że dawno nie sprzątałam. Co prawda sprzątanie to niezbyt dobry
pomysł na niedzielę, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co
się nie lubi. Wzięłam miotłę i szmatę do podłogi i przez dwie godziny
szorowałam te moje dwa pokoiki i kuchnię. Przy wycieraniu boazerii
wbiłam sobie drzazgę w palec. Palec opatrzyłam, a zaraz potem
wewnętrznie zdezynfekowałam się alkoholem. Nie chciało mi się dłużej
sprzątać więc znów rozebrałam się do naga i przez dwie godziny
spoglądałam w lustro sącząc co jakiś czas bourbona i paląc papierosy.
Miałam nadzieję, że zauważę jakieś ubytki na wadze, ale cellulitis nie
znikał, a ja ze smutku zjadłam wszystkie lody jakie jeszcze miałam w
lodówce. Zrobiło mi się zimno więc się ubrałam.
Idę spać. Jutro w pracy inspekcja i trzeba dobrze wyglądać. Ale jak ja
mam dobrze wyglądać z tym swoim cellulitisem?

28 maja, poniedziałek
Za dużo kilo, za mało papierosów, za dużo jednostek alkoholu, za dużo
kalorii, co to do cholery jest ziaziu?

Tuż po obudzeniu poczułam potworny ból głowy, spowodowany zapewne
aldehydem octowym po wczorajszym bourbonie. Ból był tak intensywny, że
przez godzinę leżałam plackiem, starając się opanować zbliżające się
torsje. Niestety, zawartość mojego żołądka chyba bardzo pragnęła
ujrzeć światło dzienne. Po usunięciu resztek soków żołądkowych z
twarzy wzięłam prysznic i zrobiłam sobie makijaż. Niestety worki pod
oczami musiano by chyba usunąć operacyjnie, w żaden sposób nie udało
mi się ich zatuszować. Postanowiłam, że z takim wyglądem nie pokażę
się w pracy. Siadłam przed telewizorem i zaczęłam skakać po kanałach w
poszukiwaniu jakiegoś odprężającego i relaksującego programu. Bardzo
spodobał mi się konkurs kulturystyczny, więc z uwagą zaczęłam
kontemplować młode, umięśnione i prężne ciała. Mięśnie lśniły, raz po
raz napinając się i rozluźniając w rytm bicia serca. Aż dziw bierze,
co kobieta może zrobić ze swoim ciałem. Kiedy show się skończył,
wyłączyłam TV i postanowiłam wyjść na miasto pobuszować po sklepach
(monopolowych). Założyłam ciemne okulary zasłaniające polowe twarzy
oraz zwiewny kawałek materiału sięgający do polowy ud w charakterze
spódniczki.
Po wyjściu za próg budynku okazało się, iż na zewnątrz panuje piękna,
słoneczna pogoda nastrajająca pozytywnie do życia. Czym prędzej
ruszyłam przed siebie, depcząc po drodze jakiegoś bezdomnego,
wyciągającego ręce po pieniądze. "Zarób sobie" - odpowiedziałam mu, bo
cóż może mnie, piękną, uzdolnioną i jeszcze młodą kobietę obchodzić
jakiś obdartus. Nagle naszła mnie ochota na szklaneczkę whisky, więc
wstąpiłam do mojego ulubionego lokalu "Czarny Lotos". Usiadłam przy
barze i kiwnęłam na barmana, który z wywieszonym ozorem przybiegł do
mnie. Wiedziałam, ze ma na mnie ochotę, więc rozpoczęłam z nim
konwersację mającą na celu jeszcze bardziej pobudzić jego żądze.
Zaczęłam mu opowiadać o najdziwniejszych miejscach, w których
uprawiałam seks. Kiedy doszłam do łazienki w samolocie facet już był
ugotowany. Wtedy zapłaciłam za drinka, ładnie się pożegnałam i
wyszłam.
Uwielbiam robić takie numery.

29 maja, wtorek
59 kilo, 7 papierosów, 1234 kalorie.

Wstałam dzisiaj bardzo wcześnie, bo już o 7-mej. Idąc do łazienki
zauważyłam wystającą z szafy wagę, której od kilku dni szukam. Kiedy
próbowałam ja wyciągnąć urwały się drzwi od owej szafy pod naporem
dużej ilości pustych flaszek, które zawsze po opróżnieniu wrzucam do
szafy, a także kilku zgrzewek piwa "Złoty Bażant". Ech.. jak ja lubię
na dobry początek strzelić sobie 2-3 pifka. W każdym razie dziś
postanowiłam spędzić inaczej dzień. Oprócz pójścia do roboty i
odwalenia jej tak, żeby było, postanowiłam że skoczę do salonu
piękności "Boska Helena". Tak! Pora już coś zrobić ze sobą, bo
ostatnio te wory pod oczami zaczęły mnie już męczyć. Może coś się z
nimi da zrobić, większa ilość snu i mniejsza ilość alkoholu nie
wchodzi w ogóle w rachubę.
Po południu, tak jak postanowiłam, wybrałam się do "Boskiej Heleny". I
tu spotkała mnie spora niespodzianka. Okazało się, że Patrycja
wyleciała ze swojej poprzedniej roboty i od 2 dni robi za sprzątaczkę
w "Boskiej Helenie". Co prawda trochę głupio mi było z początku, że
moja koleżanka cały czas lata wkoło mnie i sprząta moje włosy i inne
części mego ciała, które należało usunąć podczas zabiegu
renowacyjnego. Tak czy owak znowu była chwila na omówienie spraw
życiowych. Po odwaleniu zabiegu renowacyjnego, musiałam skoczyć do
supermarketu po nowa sztangę fajek. Tu spotkało mnie duże
rozczarowanie. Podobno przez dobre dwa tygodnie nie będzie
Klubowych... Jaka szkoda, ale cóż, wzięłam w takim razie Mocne i już
miałam iść do kasy, kiedy okazało się, że w sklepie jest przecena
Lodowej. Tak mnie kusiło, żeby kupić choć jedną flaszkę, ale w
ostatniej chwili zza regału wyskoczyła moja szefowa kadr i jakoś tak
nie wypadało mi kupować przy niej Lodowej. Tak czy owak z dużym
grymasem stwierdziłam, że można w końcu raz zacząć od Złotego Bażanta
i na nim skończyć. Jutro jest następny dzień i może jutro wskoczę
kupić choć jedną buteleczkę tego wspaniałego trunku (mam nadzieję, że
lokalne ochlapy nie wykupią wszystkiego).

30 maja, środa
59 kilo, 80 papierosów, 404 kalorie

W sklepie skończyła się promocja Lodowej! Do diabla! Kupiłam 2 butelki
Zawiszy i 2 paczki Mocnych. Po powrocie do domu na automatycznej
sekretarce była wiadomość: "Tu szefowa. Weź sobie tydzień urlopu. Do
zobaczenia". Przymusowy urlop?
Nie zabrzmiało to zbyt optymistycznie... Wypaliłam te dwie paczki
papierosów i poszłam do sklepu po następne. Ponieważ przez tydzień nie
będę pracowała, a z gotówką może być krucho, kupiłam cały wagon
Bezrobotnych. Do wieczora wypaliłam jeszcze 2 paczki, zagryzłam to
dwoma tic-tacami, po czym wypiłam butelkę Zawiszy.
To nie był dobry dzień...

31 maja, czwartek
60 kilo, 12 papierosów, jednostek alkoholu 0, 370 kalorii

Co się dzieje?! Wczoraj prawie nic nie jadłam, paliłam jak smok, a
przybył mi jeden kilogram! Cały kilogram!! Jak to, do cholery,
możliwe?
Ze zdenerwowania zapomniałam o śniadaniu. I dobrze. Muszę coś z tym
zrobić, zamiast siedzieć bezczynnie przed telewizorem, palić papierosy
i pogryzać czekoladki. Tylko co? Na początek postanowiłam przejść się
do kawiarni na gorącą czekoladę - po niej zawsze dobrze mi się myśli.
Gdy przechodziłam obok kiosku, zobaczyłam okładkę "Pani domu", na
której wielkimi literami było napisane: ZDROWY TRYB ŻYCIA. I wtedy
mnie olśniło! Właśnie tego mi potrzeba! Zdrowego jedzenia, ruchu na
świeżym powietrzu, medytacji... Poczułam nagle, że ta chwila wiele
zmieni w moim życiu. Dziękuję ci, "Pani domu"!
Minęłam kawiarnię, nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem. Pękałam z
dumy, że zdołałam oprzeć się pokusie. Zamiast do kawiarni udałam się
do marketu, prosto do działu ze zdrową żywnością. Kupiłam kiełki,
mleko sojowe, kotlety sojowe, chipsy sojowe, lody sojowe, cukierki
sojowe i kiełki sojowe. Po zastanowieniu wzięłam jeszcze główkę
sałaty, żeby urozmaicić nieco dietę.
Gdy stałam w kolejce do kasy i patrzyłam na te biedne kasjerki,
uwijające się jak w ukropie, zrobiło mi się ich strasznie żal. Nie
mogłabym pracować jak one. Jak dobrze, że mam swoje ciche biuro, miłe
koleżanki, kubek na kawę... Jak dobrze, że udało mi się skończyć
studia!
Kiełki, mleko sojowe, kotlety sojowe, chipsy sojowe, lody sojowe,
cukierki sojowe i kiełki sojowe okazały się wyjątkowym świństwem. Na
obiad zjadłam więc tylko trochę sałaty. Burczy mi w brzuchu, ale jakoś
to przeżyję, w końcu poświęcam się dla dobra sprawy! Mam tylko
nadzieję, że to burczenie nie przeszkodzi mi w spaniu, muszę się
dobrze wyspać. Od jutra rana zaczynam jogging! I żadnego alkoholu!

1 czerwca, piątek
61 kilo, papierosów 0, jednostek alkoholu 0, 170 kalorii

Rano budzik wyrwał mnie z pięknego snu, w którym Janusz i ja, razem,
nago, na koniku... No, nieważne, w każdym razie był piękny. Tak mi go
było szkoda, bo nie wiedziałam, jak się skończył, więc postanowiłam
jeszcze chwilkę się zdrzemnąć, w nadziei, że przyśni mi się
zakończenie. Zresztą i tak było zbyt wcześnie na bieganie.
Obudziłam się o pierwszej po południu.
BOŻE! Znów przytyłam! Nic już nie rozumiem! Biegać, biegać, muszę iść
biegać!
Ogarnięta tą myślą chwyciłam klucze i wybiegłam z mieszkania, dziarsko
przytupując w miejscu podczas oczekiwania na windę. Zjechałam na dół i
dopiero gdy poczułam ziąb, zdałam sobie sprawę, że jestem tylko w
kapciach i koronkowej, kusej koszulce nocnej! Co za wstyd! Żeby tylko
nikt mnie nie zobaczył!
Już miałam nadzieję, że uda mi się przemknąć z powrotem do mieszkania
i pozostać niezauważoną, gdy w ostatniej chwili wpadł do windy ten
młody, przystojny facet z ósmego piętra. Jechaliśmy tak i jechaliśmy
sami w windzie, a on nawet na mnie nie spojrzał! PEWNIE PEDAŁ!!!
Przebrałam się i ruszyłam biegać.
Uff! Nie wiedziałam, że to bieganie będzie takie męczące. Przebiegłam
100 metrów i poczułam, że jestem cała czerwona, i muszę odpocząć
jakieś pięć minut. Stałam i dyszałam, a spacerujący ludzie patrzyli na
mnie, jak gdyby nigdy nie widzieli joggingu!
Wróciłam głodna jak wilk, ale zjadłam tylko resztkę sałaty i do
wieczora zapełniałam żołądek tylko wodą mineralną. Muszę być twarda,
muszę być twarda! Żeby nie myśleć o głodzie, czym prędzej poszłam
spać.

2 czerwca, sobota
62,5 kilo, papierosów 49, jednostek alkoholu 18, 6780 kalorii

NIE! TO NIEMOŻLIWE!!! 62,5 kilo! Z miejsca ruszyłam pobiegać. Było
wcześnie, więc park był pełen takich jak ja. No, może bieganie szło im
trochę lepiej. Ale i ja zrobiłam od wczoraj postępy - złapałam rytm i
bez zadyszki przebiegłam chyba ze 300 metrów! Gdy zrobiłam sobie
przerwę, wpadła na mnie Iza z mojego biura. Zdziwiła się, że tak sobie
beztrosko biegam, podczas gdy w firmie szykuje się redukcja etatów.
Podobno tych, których będą zwalniać w pierwszej kolejności wysłano na
kilkudniowy urlop. Pokiwałam ze zrozumieniem głową, w końcu dzisiaj
niełatwo o dobrą pracę. Pożegnałyśmy się i każda z nas pobiegła w
swoją stronę.
MATKO BOSKA! Przecież ja jestem na kilkudniowym urlopie!!!
Straciłam zapał do biegania i wpadłam w panikę. Nie wiedziałam co
robić. Ruszyłam bezwiednie przed siebie i gdy wróciła mi świadomość
czasu i miejsca, okazało się, że jestem przed supermarketem. Podły
nastrój mnie nie opuszczał, więc kupiłam coś, co powinno temu zaradzić
- cztery litry lodów czekoladowych!
Gdy stałam w kolejce i znów użalałam się nad losem biednych kasjerek,
zaczepił mnie jakiś facet. Przedstawił się jako Paweł. W sumie nie był
zły, nawet od biedy mogłam go uznać za przystojnego. Zdziwił się, po
co mi tyle lodów. Wymyśliłam naprędce bajeczkę, że urządzam wieczorek
panieński i to dla koleżanek, bo ja przecież nie dałabym rady tego
wszystkiego zjeść. Chyba uwierzył.
W kolejce rozmawiało nam się całkiem przyjemnie, a na koniec wyciągnął
ode mnie numer telefonu. Ale pewnie i tak nie zadzwoni.
Po powrocie do domu wyciągnęłam opakowanie lodów, paczkę Mocnych i
butelkę Zawiszy. Zdrowy tryb życia umarł śmiercią naturalną.
Wiezcrem zdzonnil Pawee. wybłkotalam cos dotlefonu, potknłam się o
pudełk opo ldach i wyrżnłam o pdłogę. Wicej nie pmiętam........

3 czerwca, niedziela
59 kilo, papierosów 15, jednostek alkoholu 8, 3600 kalorii

Od rana strasznie bolała mnie głowa. Musiałam się wczoraj uderzyć, gdy
odkładałam słuchawkę telefonu. Zajrzałam do lodówki w poszukiwaniu
czegoś zimnego, co nadawałoby się na kompres. Moją uwagę przykuła
schłodzona butelka wódki. Zażyłam. Pomogła.
Sukces! 59 kilo! Mój organizm z ulgą przyjął powrót do zwykłego trybu
życia. Najwyraźniej jogging, kiełki i sałata nie służą mi tak dobrze,
jak paczka Mocnych.
Znalazłam na biurku kartkę, na której zanotowana była godzina i nazwa
miłej kafejki, a obok imię Paweł. Hmmmm... Chyba mam randkę?
Tym razem wszystko poszło mi gładko. Wiadomo - moja szczęśliwa szminka
się odnalazła! Chwilkę czasu musiałam tylko poświecić na zamaskowanie
makijażem cieni pod oczami. Odpowiednio gruba warstwa pudru zrobiła
swoje. Mam nadzieję, że nie odpadnie.
Spędziłam cudowne popołudnie z Pawłem. Tak właśnie wyobrażałam sobie
mężczyznę idealnego! Wracałam niczym na skrzydłach podśpiewując sobie
pod nosem. Nie spodobało się to jakiemuś staruszkowi, z którym
jechałam windą. Mi też się nie podobało, ale nic nie poradzę na to, że
nie mam słuchu muzycznego.

4 czerwca, poniedziałek
58 kilo, 21 papierosów, 5 jednostek alkoholu, kalorii 666

Pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy po przewertowaniu ostatnich
kartek dziennika była ciekawym spostrzeżeniem na temat prowadzenia
właśnie owego dziennika. Zachodzę w głowę dlaczego czasem piszę "5
jednostek alkoholu", a innym razem "jednostek alkoholu 5". Dziwna
sprawa. Chyba musi mi się nudzić, że myślę nad takimi pierdołami.
Poranne ważenie przywołało uśmiech na mojej twarzy. Ho, ho, 58 kilo!
Dawno już taka szczupła nie byłam. Postanowiłam to uczcić jakimś fast
żarciem. Ubrałam się i poszłam do mojej ulubionej knajpki. Mieli tam
takie fajne i wielkie hamburgery. No i chyba najlepszy na świecie sos.
Zjadłam ze smakiem swojego hamburgera i popiłam go colą. Dziwnie
smakował ten bezalkoholowy napój. Powinien mieć jednak trochę
procentów - byłby wtedy lepszy.
Kończąc posiłek pomyślałam, że w środę czas wrócić do pracy. No
właśnie! Pytanie tylko czy nadal pracuję. A jeśli mnie wywalili? Co ja
biedna zrobię. Paweł wspominał, że jest właścicielem małej firmy
zajmującej się montażem komputerów. Może zatrudni biedną Brydzię?
Pytanie tylko co ja wiem o komputerach? No, ale ostatecznie umiem się
ładnie uśmiechać. To też jakiś atut.
Paweł. Umówiłam się z nim na dziewiątą.
Wróciłam do domu. Nie było jeszcze południa. Znów zaczęłam się
denerwować o moja pracę. Z tych nerw zaczęłam piłować sobie paznokcie.
Oczywiście dwa się złamały i teraz mam psinco, a nie paznokcie. A
gdyby komuś trzeba było wydrapać oczy?
Chyba nie wyjdę z domu zanim nie urosną na nowo. Wstyd się z takimi
ludziom pokazać, a sztuczne są dobre dla przygłupawych panienek. No,
ale do Pawła przecież trzeba iść. Zrobiłam co się dało z paznokciami,
ale dużo się niestety nie dało.
Sącząc drinka naszła mnie refleksja, że za dużo piję. Ze smutku i
zgryzoty wypiłam prawie cały alkohol jaki miałam w domu. Na szczęście
nie było go wiele. Mimo wszystko chyba mi niedobrze. W sumie to fajnie
- może jeszcze coś schudnę. Słyszałam, że małolaty tak robią.


5 czerwca, wtorek
59 kilo, 11 papierosów, jednostek alkoholu 0, kalorii tyle ile trzeba,
niewymuszony uśmiech 1, atak spazmatycznego płaczu 1

Wróciłam do domu o jedenastej przed południem i od razu pobiegłam się
zważyć. Mówią, że uprawiając seks zrzuca się nadmiar zbędnych kalorii.
Niestety, znowu ważę 59 kilo? Przez pięć minut wchodziłam na wagę i z
niej schodziłam. Wskazania wciąż były takie same. Pieprzone 59 kilo.
Coś z tym do cholery trzeba zrobić! - pomyślałam jedząc na obiad
Gorący Kubek z Winiar. Małysz to je i prawie wcale go nie ma. Boże!
Chciałabym wyglądać tak jak Małysz!
Wczoraj byłam u Pawła w domu. Mieszka w małej willi na skraju miasta.
Przystrzyżony trawnik, murowany płot, spryskiwacze do trawników,
czerwony, piętrowy domek. Jednym słowem raj na polskiej ziemi. Paweł
sam jeden mieszka w tym domku co podoba mi się chyba jeszcze bardziej
niż sam Paweł.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie wczorajszej nocy. Wreszcie ktoś mi
zrobił dobrze! Tego mi było trzeba! Obiecałam mu, że do niego
zadzwonię, ale w sumie chyba się jeszcze zastanowię. Co prawda podoba
mi się ten jego domek, ale jestem realistką i wiem, że nie ma szans
aby Paweł pokochał takiego grubasa jak ja. Waga nie kłamie. Odbicie w
lustrze też nie.
Włączyłam swoją wieżę stereo i zaczęłam pląsać w rytm muzyki Buena
Vista Social Club. Boże, chciałabym wyglądać jak te suche staruchy.
Rozpłakałam się i z tego wszystkiego nie usłyszałam syreny
przeciwpożarowej. A gdyby się naprawdę paliło? Na szczęście to był
tylko próbny alarm. Znowu sąsiedzi z mojej klatki patrzyli na mnie jak
Bóg wie na co, gdy z papilotami we włosach wyszłam z domu dziesięć
minut po tym jak zabrzmiała syrena.
Kiedyś im jeszcze pokażę! Jak wilk zającowi!
Do Pawła zadzwoniłam.

6 czerwca, środa
60 kilo, 12 papierosów, 12 kalorii, 12 jednostek alkoholu, 1
spuchnięty duży palec prawej stopy

60 kilo? Pociągnęłam wagę z buta. Palec u nogi spuchł mi tak, że nie
mogę włożyć papucia. Zresztą i tak nie lubię chodzić w papuciach. Wolę
szpilki.
Mój biust robi się coraz bardziej obwisły. Boże! Ja mam tylko
trzydzieści dwa lata! Całe szczęście są push-upy. Założyłam swój
ulubiony i oglądnęłam się w lustrze. Całkiem sexy. Trochę mnie to
pocieszyło i w ramach nagrody zjadłam jednego słonego paluszka. Potem
miałam wyrzuty sumienia, ale co mi tam. Zagryzłam je drugim słonym
paluszkiem.
Zadziwiające ile rzeczy potrafię zrobić przed pójściem do pracy. No,
ale nic, trzeba iść. Trzymam za siebie kciuki.
Słabo trzymałam te kciuki. Tak jak mówiła Iza była redukcja
zatrudnienia i zostałam na aucie. Wychodząc z biura oplułam byłą
szefową. Dużo humoru mi to nie poprawiło, ale zawsze chciałam to
zrobić więc nie żałowałam jej, że tak powiem, ładunku.
Dobrze, że zadzwoniłam wczoraj do Pawła. Gdybym zerwała kontakt to
pewnie nie miałabym żadnej nadziei na nową pracę. A Lodowa nie
tanieje! Dzwonię do Pawła. Nie trzymam za siebie kciuków, bo kto wie
co się może zdarzyć.
Uff. Paweł był w bardzo dobrym nastroju. Zaprosił mnie znów do siebie.
Zastanawiam się, czy nie zabrać ze sobą mojego dziennika i u Pawła coś
dopisać. Ostatecznie zdecydowałam się go nie brać.
Zabiorę za to mój push-up. Lubię jak mi go zdejmuje fajny mężczyzna.
Żeby tylko Paweł nie zauważył, że mam obwisły biust!

7 czerwca, czwartek
57 kilo, papierosów 14, kalorii 879, jednostek alkoholu 0

Jaką ten mój Paweł ma fajną wagę! Według niej ważę tylko 57 kilo!
Zakochałam się! A Pawła bardzo lubię.
Wczoraj znowu było fajnie. Kochaliśmy się przez pół nocy, a gdy
wycieńczony położył się koło mojego boku pieszcząc moje piersi
(HURRA!!! nie zauważył że są obwisłe) zapytałam go czy nie miałby dla
mnie jakiejś pracy? Najpierw wskazywał coś palcem w kierunku swojego
ptaszka, ale nie wiedziałam o co mu chodzi. Swoją drogą dlaczego w
języku polskim nie ma jakiegoś fajnego określenia na... no ten tego...
na ptaszka. Ptaszek brzmi, no każdy słyszy jak brzmi. Penis?
Przypominają mi się lekcje biologii, których nie cierpiałam. Kutas?
Chuj? No jak powiedzieć facetowi: "Masz ładnego chuja"?.
A jak się obrazi?
No, ale ja tu o penisach, a tymczasem Paweł w końcu wziął na serio
moje pytanie i (HURRA!!!) okazało się, że potrzebuje w firmie
sekretarkę. Zaczynam pracę od poniedziałku!
Ja to jestem szczęściara- znów mam wolne.
Nie piszę więcej, bo umówiłam się z Pawłem. Ma mi dzisiaj zdradzić
swoją wielką tajemnicę.

8 czerwca, piątek
56 kilo, papierosów 10, jednostek alkoholu 3, kalorii 400

Kocham wagę Pawła!
Boże, jest już szesnasta. Wróciłam od Pawła o pół godziny temu. Miał
dzisiaj wolne więc mogłam dłużej u niego zostać. Poranny seks jest
fajny tylko musieliśmy to robić od tyłu, bo Pawłowi trochę jechało z
buzi. Nie powiedziałam mu tego głośno tylko cichutko odwróciłam się do
niego moją szczupłą pięćdziesięciosześciokilową (jak to się pisze?)
pupcią. Zresztą co ja się przejmuję. Z pracy wracałam o tej samej
mniej więcej godzinie. Paweł gdzieś wyjechał na weekend więc zobaczymy
się dopiero w poniedziałek w pracy. W mojej nowej pracy!
Wczoraj nic nie piłam więc teraz piszę sącząc drinka z mojego
rżniętego kryształu. Jej, wszystko mi się dzisiaj z seksem kojarzy.
Wielka tajemnica Pawła? Moja teoria, że wszyscy faceci mają jakieś
dziwactwa potwierdziła się w stu procentach. Na szczęście hobby Pawła
okazało się mniej dziwne od pasji Janusza. Otóż mój ukochany mężczyzna
z uporem maniaka kolekcjonuje horrory. Ma spory zbiór unikatowych
kaset oryginalnych, kopiowanych i różnych takich. Opowiadał mi, że
kupuje je za pośrednictwem internetu z całego świata. Oprócz kaset ma
też te, no jak to się nazywa? Jej, zapomniałam. CV... CB... DB... DVD!
Właśnie, DVD!
Najpierw trochę się kochaliśmy, a potem Paweł puścił mi swój ulubiony
film- "Martwicę mózgu". Dużo nie pamiętam, bo cały czas miałam
zamknięte oczy. Odgłosy dochodzące z filmu i tak przyprawiały o
mdłości. W przyszłym tygodniu ma mi pokazać "Cannibal Ferox".
Zobaczymy czy mi się to spodoba. Coś mi mówi, że nie bardzo. No, ale
dla tych osiemnastu centymetrów zrobię wszystko.

9 czerwca, sobota
59 kilo, papierosów 6, jednostek alkoholu 2, ataki nerwicy: 2, kalorii
..??.

"Dziękuję niebu, że we wszystkich
swoich instynktach pozostałem Polakiem."
Friedrich Nietzsche

  1. za dużo czytania, nie? :P , Dygnitarz/Wiche 26/11/05 23:35
    ;-)

    "Dziękuję niebu, że we wszystkich
    swoich instynktach pozostałem Polakiem."
    Friedrich Nietzsche

    1. Jakbyś zgadł :-) , DJopek 26/11/05 23:38
      Otworzyłem, przeczytałem fragment, patrzę a niżej jeszcze tyle tekstu, zamknąłem ;-)

    2. przeczytalem całe ;-) , perek 26/11/05 23:42
      niezle jest ;D

      Powered by Intel 286 ;-)

    3. zdecydowanie , Auror 27/11/05 01:24
      wierzę na słowo że śmieszne ;)

      portnicki.com
      +++++++++++++
      portnicki@gmail.com

  2. fajne , mirkrup 27/11/05 00:18
    tylko czemu bohaterka tak się zachwyca 18-toma cm ?? Nie ma czym :))

    1. hmm , 0r8 27/11/05 00:25
      na bezrybiu i rak ryba ;)

    2. czy ja wiem :> , Dygnitarz/Wiche 27/11/05 00:37
      zresztą w skrzynce znalazłem spam o treści:
      "Enlarge your penis up to 10 cm or up to 4 inches!" :]

      "Dziękuję niebu, że we wszystkich
      swoich instynktach pozostałem Polakiem."
      Friedrich Nietzsche

    3. Rewelacja, normalnie super, zajefajne, jakie głębokie i życiowe... , Bart 27/11/05 01:47
      dowcipne, śmieszne, mądre, inteligentne po prostu REWELA.
      Ja rozumiem, taki prosty śmieszny humor dla odprężenia - tylko czemu taki prosty ?

    4. moze , Kamil_W 27/11/05 09:23
      dlatego, ze nie lubi byc pogromca zwierzat :-)

      i might fight this sickness, find a
      cure...

  3. eee , Birdman 27/11/05 02:21
    przecietne i malo smieszne

    ping?

    
All rights reserved ® Copyright and Design 2001-2024, TwojePC.PL