Test Cowon iAudio E3 - ostatni samuraj? Autor: NimnuL | Data: 14/05/14
| Era przenośnych odtwarzaczy muzyki (PMP) niewątpliwie dobiega końca - czują to użytkownicy, ale nie producenci, którzy zdają się tkwić w fazie zaprzeczania, skutecznie ignorując rozwój rynku. Nasi czytelnicy słusznie już zauważyli, że współczesny telefon - nawet ten z dolnej półki, jest więcej niż wystarczający w roli przenośnego odtwarzacza muzyki. Jedyne, czym małe urządzenia dedykowane muzyce są w stanie podbić serce potencjalnego nabywcy, to ogólnie pojęta jakość i ergonomia. Wszystko wskazuje na to, że Cowon wszedł w końcową fazę – akceptacji, a model E3 może być ostatnim przedstawicielem gatunku, który ma jeszcze rację bytu na aktualnym rynku gadżetów. W kolejnych rozdziałach recenzji przedstawię Wam wnioski, do których doszedłem po kilkudniowym zmaganiu z tym uroczym grajkiem.
|
|
Technika
(*) MP3: MPEG 1/2/2.5 Layer 3, ~320Kbps, ~48KHz, Mono/Stereo; WMA: ~320Kbps, ~48KHz, Mono/Stereo; OGG: ~320Kbps, ~44.1KHz, Mono/Stereo; FLAC: kompresja 0 - 8, ~44.1KHz, Mono/Stereo; WAV: ~48KHz, 16bit, Mono/Stereo.
(**) JetEffect BBE+ nie jest dostępny dla plików OGG oraz FLAC z bitrate powyżej 1 Mbps.
Cowon postanowił podejść do tematu w sposób minimalistyczny, począwszy od wymiarów i wagi samego urządzenia, a na oferowanych funkcjach oraz parametrach wyświetlacza skończywszy. Ten ostatni element z pewnością u niejednego z Was wywołał uśmiech z pogranicza szydery i niedowierzania. I nic w tym dziwnego, w dzisiejszych czasach monochromatyczny wyświetlacz punktowy, mniejszy od znaczka pocztowego nie wywołuje pozytywnych emocji. Wzrok może natomiast zostać przyciągnięty przez szeroki wachlarz obsługiwanych formatów plików, a także – a może przede wszystkim – sporą ilość ustawień dźwięku, co jest zapowiedzią dobrej zabawy, nawet dla wybrednych słuchaczy. Nie od dzisiaj wiadomo przecież, że Cowon przykłada sporo uwagi do szeroko pojętej jakości. Myślę, że nie inaczej będzie i tym razem.
Grafika
(kliknij, aby powiększyć)
Sposób zapakowania oraz prezentacji produktu przypomina to, co odkąd pamiętam pieczołowicie pielęgnuje Apple, a co mogliśmy już zobaczyć przy okazji recenzji iPoda Nano , z tą tylko różnicą, że tutaj dobrane materiały są zdecydowanie niskobudżetowe. Wewnątrz zgrabnego opakowania nie ma też zbyt wiele dodatków - producent dołącza to, co niezbędne: przejściówkę USB, słuchawki douszne oraz skróconą instrukcję obsługi - jej pełna wersja znajduje się w pamięci odtwarzacza. Osoby władające wyłącznie językiem polskim mogą być niepocieszone, przekładu dokumentacji na nasz lokalny język – brak.
(kliknij, aby powiększyć)
W ofercie polskich sklepów można dostać dedykowany klips umożliwiający przypięcie odtwarzacza np. do paska. Koszt takiego dodatku to 29zł, co jest według mnie wyceną dość rozsądną.
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
Same słuchawki odbiegają od przyjętego aktualnie standardu. To prosty model pchełek, raczej niebudzący nadmiernego entuzjazmu, a na pewno niepozwalający spodziewać się ponadprzeciętnych rezultatów. Być może jestem w błędzie, ale powiem Wam po cichu, że szczerze w to wątpię…
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
Prosto, czysto, elegancko, żadnych udziwnień – z pewnością Steve Jobs zawiesiłby na tym oko i kto wie, być może poczułby nawet nutkę zazdrości. W tym miejscu warto nadmienić, że E3 występuje w dwóch wersjach kolorystycznych: prezentowanej tutaj – białej oraz czarnej.
Projektanci puścili wodze fantazji i wyrzeźbili formę, która zdecydowanie przykuwa oko. Na froncie cienkiej i płaskiej części obudowy umieszczono wielofunkcyjny panel dotykowy, na którego temat rozwinę się w dalszej części artykułu. W zgrubieniu wkomponowano wyświetlacz, a także jedyny, fizyczny przycisk odpowiedzialny za włączenie/wyłączenie urządzenia oraz blokowanie funkcji panelu sterowania. Tuż obok znalazło się trójstykowe gniazdo Jack 3,5mm pozwalające na podłączenie słuchawek, przenoszenie danych oraz ładowanie akumulatora. Na bocznej krawędzi wkomponowano szczelinę, w której znalazł się monofoniczny mikrofon. Całość wykonano z plastików, ale ich powierzchnia jest matowa, a sam materiał sztywny i niepozwalający mi na przyczepienie się do czegokolwiek, także do precyzji spasowania elementów. Nie mamy tutaj do czynienia z tanim odtwarzaczem, ale zwyczajnie czuć w dłoni, że producent nie oszczędzał na materiałach, choć do wrażeń oferowanych przez iPody są jeszcze ze dwa parseki.
Cowon E3 oraz F1 | Cowon E3 oraz Apple iPod Nano 4G (kliknij, aby powiększyć)
Cowon E3, Cowon F1, SanDisk Sansa Clip Sport, Apple iPod Nano 4G (kliknij, aby powiększyć)
Praktyka
W kilku miejscach będę się odnosił do Cowon iAudio F1, którego omawiałem ponad osiem lat temu, a którego nadal prywatnie używam, a także do SanDisk Sansa Clip Sport, który z założenia jest bezpośrednim konkurentem E3.
Osoby dociekliwe odsyłam do instrukcji zamieszczonej na stronie producenta.
(kliknij, aby powiększyć)
Zaraz po rozpruciu pudełka, odtwarzacz ląduje w naszych dłoniach, zatem w pierwszej kolejności zwracamy uwagę na ogólnie pojętą ergonomię, co właśnie teraz omówię.
(kliknij, aby powiększyć)
Z nieukrywanym zaskoczeniem przyznaję, że pomimo dziwacznego kształtu, który jest dla mnie niezrozumiały, Cowon leży w dłoni całkiem dobrze. Panel dotykowy złożony z siedmiu ikonek obsługuje się wyjątkowo wygodnie – co to tego miałem spore obawy, bo większość producentów w tym temacie się wykłada. Tutaj dotykowe piktogramy działają bardzo precyzyjnie i sprawnie, a ich położenie jest intuicyjne. Wszystko to składa się na bardzo przyjemną obsługę odtwarzacza. Trudno mi sobie wyobrazić by rozwiązanie oparte na dotykowych punktach działało lepiej. Mimo wszystko osobiście wolę fizyczne przyciski lub joystick zastosowany np. w F1. Ze sporą radością odkrywałem także sposób, w jaki zaprojektowano menu oraz nawigację po nim. Widać, że projektanci poświęcili sporo uwagi temu zagadnieniu, osiągając rezultat godny naśladowania. Wszystkie przyciski za wyjątkiem „home” oraz „list” mają przynajmniej podwójne działanie. Dla przykładu: krótkie naciśnięcie przycisku zasilania podczas pracy odtwarzacza gasi ekran i dezaktywuje panel dotykowy, a dłuższe przytrzymanie ikony odtwarzania wywołuje podmenu dla konkretnego trybu, w którym aktualnie działa odtwarzacz. Strzałki kierunkowe, oprócz zmiany głośności i przewijania utworów, są także wybierakiem pozwalającym poruszać się po menu oraz utworach. Całość składa się na niezwykle przyjemną i sprawną obsługę E3. Daleko posunięta prostota przypomina mi produkty Apple, a brak radia tylko mnie w tym utwierdza, przypominając sytuację z wcześniejszych generacji iPoda Nano. Nie wiem co Cowon chciał osiągnąć przez zrezygnowanie z tej funkcji, ale na dobre mu to nie wychodzi, tak jak na dobre nie wychodziło produktom Apple. Producent dorzucił natomiast funkcję dyktafonu, o której trudno jest powiedzieć coś więcej niż to, że po prostu jest. Do dyspozycji mamy trzy czułości monofonicznego mikrofonu. Koniec. Zapisany materiał zrzucany jest do plików .wav (IMA ADPCM, 16kHz, 64kbps) bez możliwości wyboru ich parametrów. Jakość rejestracji dźwięku jest wystarczająca, by spełnić funkcję notatek głosowych.
Sytuację ratuje trochę tryb fitness, czyli krokomierz. Funkcja działa dobrze, wbudowany akcelerometr poprawnie rozpoznaje chód lub bieg i nie myli ich z celowym lub przypadkowym potrząsaniem odtwarzaczem. Na ekranie, naprzemiennie co cztery sekundy, wyświetlana jest ilość kroków oraz szacunkowe spalanie kalorii – w tym celu należy wybrać płeć (prawie jak gender :-) oraz wagę. Podczas treningu można słuchać muzyki, a malutki licznik automatycznie mierzy czas ćwiczeń. Z pozoru wszystko fajnie, nie jestem natomiast przekonany co do sensowności tej funkcji - osoby choć trochę poważnie myślące o pomiarach w sporcie z pewnością sięgną po bardziej wyszukane urządzenia. Pomiar zużytych kilokalorii jest tutaj grubymi nićmi szyty i z pewnością obarczony dużym błędem. Natomiast liczenie kroków jest dość dokładne. Dokonałem kilku prób i we wszystkich dokładność przekraczała 97%.
Czarno-biały ekranik gwarantuje wyśmienitą wręcz czytelność nawet w samo południe mocno nasłonecznionego dnia, do wyboru mamy tu też pięć poziomów jasności OLED, a połowa skali jest wystarczająca na co dzień. Na wyświetlaczu, podczas odtwarzania muzyki, znajduje się podstawowy i czytelny zestaw informacji. Od ręki dowiemy się o poziomie naładowania akumulatora, głośności, pasku postępu oraz nazwie utworu, albumu i wykonawcy.
Oprogramowanie zaszyte w dostarczonym do redakcji odtwarzaczu było w wersji 1.03, i jak się okazało – zawierało błędy. W chwili pisania tego artykułu, producent udostępnił wersję o oczko nowszą – 1.04 poprawiającą przede wszystkim nieprawidłowe sortowanie utworów w trybie podglądu albumu i artysty – E3 robił to w tylko sobie znany sposób – ani nie korzystał z numeracji w tagach ani nie sortował alfabetycznie. Naprawiono także niewłaściwe wyświetlanie informacji dla plików FLAC. Proces aktualizacji oprogramowania jest zautomatyzowany, trwa niespełna 20 sekund i sprowadza się do skopiowania odpowiedniego pliku (E3_FW.hex 11,3MB) do głównego folderu (instrukcja krok po kroku opisana jest na stronie producenta). Ustawienia systemowe oraz lista ulubionych wrócą do wartości domyślnych, ale dane z pamięci nie zostaną naruszone.
Pozostaje jeszcze jeden błąd, który mam nadzieję zostanie naprawiony w kolejnej wersji oprogramowania. Otóż odtwarzacz robi psikusa i wyświetla do 24 znaków (22 w przypadku folderów, bo nawiasy kwadratowe też są wliczane). Stanowi to problem dla dłuższych nazw plików i folderów. Czyli na ekranie zobaczymy np. [Alexandre Desplat – Th] zamiast: Alexandre Desplat - The Grand Budapest Hotel.
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
Zarówno Windows XP jak i 7 bez zająknięcia wykrywają urządzenie jako dysk przenośny. Mam jednak zastrzeżenie do sposobu podłączenia E3 do portu USB. Otóż dołączona do zestawu przejściówka, znana także z F1, tworzy sztywne połączenie odtwarzacza z obudową komputera. Oczami wyobraźni widzę jak omyłkowe trącenie odtwarzacza wyłamuje gniazdo w komputerze lub rozpruwa Cowona – po prostu wystające na ponad 10cm pudełeczko stanowi spore zagrożenie dla otoczenia i siebie samego. Do modelu F1 producent dołączył dodatkowo długi przewód szkoda, że oszczędności wykluczyły ten luksusowy dodatek w E3. Pozwolę sobie przemilczeć kwestię ryzyka zgubienia takiej niestandardowej przejściówki i konsekwencji tego zdarzenia. Ja przewód USB od F1 gdzieś posiałem.
Mroczne rozczarowanie otuliło mnie swoimi chłodnymi ramionami w chwili rozpoczęcia kopiowania danych na pamięć E3. Tak kiepskie wyniki widziałem ostatnio w 2006 roku przy okazji testowania innych odtwarzaczy Cowon. I o ile blisko dziesięć lat temu, kiedy do dyspozycji czekało niespełna 500MB pamięci, nie wzbudzało to grozy, to już nakapanie ośmiu gigabajtów w tym tempie zajmie grubo ponad jedną godzinę. W dzisiejszych czasach brzmi to jak materiał do skeczu Monty Pythona. Z produktów Apple można szydzić, jak ktoś lubi, ale przypominam, że sześć lat temu, iPod Nano oferował pięciokrotnie szybszy transfer danych.
Akumulator od zera do pełna ładuje się zaledwie w 1h i 13 minut, co jest wynikiem lepszym o blisko 20 minut od deklarowanego przez producenta. Praktyka pokazała natomiast, że wydajność wbudowanego ogniwa pogłębia wytworzoną przez transfer grozę i groteskę. Wynik sięgający zaledwie 5.5h w przypadku plików FLAC oraz osiem godzin dla materiału MP3 to rezultat wzbudzający litość. I to dla wysterowania głośności na połowę, bez używania jakichkolwiek korektorów dźwięku, które w praktyce ucięły jeszcze godzinkę. Przypominam, że Sansa Clip Sport jest w stanie pociągnąć ponad 30 godzin na jednym tankowaniu, a malutki iPod Shuffle będzie nas bawił przez ponad pół doby. 5 godzin to wynik, jaki osiąga zatyrana, ośmioletnia bateria w moim Cowon F1. Strach pomyśleć jaki rezultat osiągnie E3 po takim czasie.
(kliknij, aby powiększyć)
Na deser zostawiłem sobie to co najlepsze – jakość dźwięku. W tej kategorii Cowon zawsze wypadał powyżej średniej, a model E3 jedynie kontynuuje ten trend. Zanim jednak potaplam się w szczegółach - kilka słów o rezultacie uzyskanym przez te plastikowe pchełki. Leżą w uchu tak samo jak grają – przeciętnie. Dźwięk jest płaski, wyprany z dynamiki i basu, trącający plastikowym brzmieniem - typowym dla tanich modeli dousznych. Jeśli chcecie skorzystać choćby z połowy możliwości E3 - kupcie lepsze słuchawki. Jeśli chcecie używać tego sprzętu podczas uprawiania sportu – kupcie lepsze słuchawki. W tym wypadku wolałbym użyć określenia urządzenia wyjścia, bo takie słuchaweczki uwłaczają dobremu imieniu innym modelom. Przyznam szczerze, że od zawsze dziwiło mnie, gdy wraz ze stosunkowo kosztownym sprzętem, dostarczane są kiepskie pchełki, jakby producent chciał na odpieprz odfajkować ten temat. Tym bardziej dziwi mnie takie zachowanie u takiego producenta jak Cowon, który puszy się niczym trafiony piorunem paw, piejąc na prawo i lewo o zaawansowanych systemach poprawy jakości dźwięku. Dlaczego zatem decyduje się na wąskie gardło w postaci takich słuchawek? Zgaduję jedynie, że dział marketingu lekką ręką niszczy to, co w pocie czoła wypracowali inżynierowie, dbając o porządny rezultat dostarczany przez odtwarzacz. A to wszystko z pewnością w imię kolorowych słupków i wykresików uśmiechających się do zarządu. Innymi słowy, słuchawki służą do utrzymywania w ryzach końcowej ceny zestawu – a przynajmniej tak to widzę i nikt mi tego nie zabroni. Pamiętam jak dawniej iriver wraz ze swoimi odtwarzaczami dorzucał porządne pchełki Sennheiser ze środka serii MX. Był to chlubny wyjątek. Dzisiaj w miarę sensowne słuchawki dołącza bardzo niewielu producentów, a czasem mam nawet wrażenie, że jest to dziełem przypadku, a nie świadomego działania. Przykładem w miarę dobrze zgranego zestawu jest SanDisk Sansa Clip Sport - odtwarzacz o ponad połowę od E3 tańszy [sic!]. Poza tym gdzie się podziały czasy, w których do odtwarzaczy dodawano duże słuchawki na pałąku? Pamiętacie to jeszcze?
(kliknij, aby powiększyć)
Odbiegłem nieco od tematu, pozwólcie zatem, że wrócę do szkieletu moralnego w postaci oferowanych przez E3 możliwości. Do dyspozycji mamy tutaj jedenaście zdefiniowanych profili dźwiękowych, w tym dwa własne, które można regulować w swobodny dla nas sposób:
- BBE z założenia ma korygować dystorsję fazową dźwięku, przez co reprodukcja muzyki ma być bliższa oryginałowi.
- Mach3Bass jak się z pewnością domyślacie, uwydatnia tony niskie.
- 3D Surround nadaje dźwiękowi złudzenie przestrzenności.
- MP Enchance w teorii ma odbudować harmoniczne utracone podczas stratnej kompresji poprawiając tym samym jakość i szczegółowość dźwięku.
Nie mam najmniejszych nawet zastrzeżeń do rezultatu płynącego z gniazda słuchawkowego. Wbudowany wzmacniacz pozbawiony jest słyszalnych dla mojego ucha zakłóceń własnych – dźwięk jest idealnie czysty, nawet przy pełnym wysterowaniu potencjometru (maksymalna wartość to 32). Moc wzmacniacza plasuje się jednak na przeciętnym poziomie, odpowiadającym okolicy 90% wysterowania iPod Nano 4G oraz 34/40 w Cowon F1. Do rezultatu osiąganego przez Sansa Clip jest więc daleko. Niedostatki mocy czuć jednak tylko w słuchawkach wysokoomowych, jak na przykład AKG K612Pro. E3 nie ma natomiast problemu z poprawnym wysterowaniem takich pełnowymiarowych słuchawek jak Creative Aurvana Live!2, NuForce HP-800, Brainwavz HM9, nie wspominając już o małych słuchawkach dokanałowych (Brainwavz ProAlfa, S1, M1) – będące jednocześnie platformą testową. Dodatkowo wspomniane już profile dźwiękowe nie masakrują rezultatu, jak ma to zwykle miejsce w produktach konkurencji. Jeśli nie przesadzimy z poziomem ustawienia, to uzyskane efekty będą bardzo przyjemne dla ucha, nie trącające sztucznością. Domyślne ustawienia dźwięku zapewniają dźwięk naturalny i bardzo dynamiczny. Rezultat charakteryzuje się również przyjemną dla ucha prezencją sceny, która jest wyraźnie trójwymiarowa, a separacja instrumentów wyraźna. Nie natrafiłem na żadne problemy z dekodowaniem plików różnych formatów i parametrów – brak najmniejszych nawet zakłóceń, trzasków czy zniekształceń. Ogólny rezultat jest więcej niż zadowalający. Pojawia się zatem pytanie: czy w przypadku odtwarzacza przenośnego, ma to znaczenie? Szczególnie gdy muzyki będziemy słuchać w ruchu, w niezbyt cichym otoczeniu? Cóż, na to pytanie każdy indywidualnie powinien sobie odpowiedzieć.
Wnioski
Według mnie obecne czasy to schyłek egzystencji przenośnych odtwarzaczy muzyki. Myślę, że wszystkim przejadły się już multimedialne maleństwa z ich tandetnymi ekranikami oraz możliwościami ledwie przewyższającymi Nokię 3310. Nie inaczej jest w przypadku dedykowanych, przenośnych odtwarzaczy muzyki. I o ile widzę jeszcze sensowne zastosowanie dla bardzo małych i prostych odtwarzaczy pokroju Shuffle od Apple, to już nic bardziej skomplikowanego nie ma podstaw do współistnienia z przeciętnym telefonem spoczywającym w drugiej kieszeni. Cowon iAudio E3 nie jest tutaj wyjątkiem. Z jednej strony to odtwarzacz bardzo sympatyczny w obyciu: ładny, przyjemny w obsłudze i oferujący bardzo wysoką jakość dźwięku – z pewnością E3 zainteresuje osoby ceniące sobie te cechy ubrane w ciekawe i nowoczesne rozwiązania za rozsądną cenę.
Z drugiej jednak strony - czy ten elektrogadżet jest naprawdę potrzebny? Żyjemy w świecie online. Lubimy być online. Potrzebujemy być online. A już na pewno przyzwyczailiśmy się być „w zasięgu”. Dlatego też naszym nieodzownym towarzyszem życia jest telefon, smartfon, a nawet tablet. Czy pozostawiają one miejsce dla E3? Dla wąskiego zastosowania - tak, np. podczas uprawiania sportu - jeśli w obawie przed zapocenie kosztującego 2000zł telefonu zostawiamy go w domu, a jednocześnie nie chcemy rozstawać się z muzyką. Z drugiej jednak strony w takiej sytuacji równie dobrze sprawdzi się coś prostszego i tańszego, na przykład omawiana u nas niedawno Sansa Clip Sport. Według mnie przed naszymi oczami kreuje się historia - gatunek odtwarzaczy muzyki zwyczajnie się kończy – nie dlatego, że ten sprzęt stał się zły, ale dlatego, że przestał być powszechnie potrzebny. Osobiście wyczekuję na dokładne przeciwieństwo smartfona - malutkie, proste urządzenie łączące w sobie funkcjonalność telefonu i odtwarzacza muzyki, a zamknięte w odpornej obudowie wielkości Shuffle. Doczekam się?
Sprzęt do testów dostarczyły firmy:
|
| | MP3Store.pl | |